piątek, 18 maja 2012

Czy można znaleźć jarzębinę w zadku owcy?


Pomału, pomału i niedługo zacznie się powszechna mobilizacja
polityczno-towarzysko-ekonomiczna czyli witamy Euro 2012 !

Ze szczerością dziecka, które właśnie włożyło palec
w zadek owcy i pyta "a co to?" minister Nowak, przyznaje
otwarcie i bez grymasu, że nie ze wszystkim zdążono na czas,
w iluś przypadkach:
- nadal zamiast autostrad mamy szczere pole, gdzie biegają
sarenki,
- niektóre dworce kolejowe nadal mają wychodek za stacją,
- na iluś kilometrach zamiast asfaltu położono dla niepoznaki
czarną, szeroką taśmę samoprzylepną, co myli pilotów,
ale ważny jest entuzjazm, atmosfera święta piłki i tak dalej...

Na litość boską, jak by tak beztrosko do sprawy podchodził Łokietek
pod Płowcami, Jagiełło pod Grunwaldem czy Sobieski pod Wiedniem,
że liczy się atmosfera a nie realna ilość rycerstwa i wojów, to
byśmy powyższe potyczki przegrali po pięciu minutach i mieli obecnie
albo nadwiślański VaterLand albo nadodrzański Lechistan.

Entuzjazm i niebywała kreatywność jeśli chodzi o działania
prowizoryczno - spontaniczne to nasz atut, ale nie zawsze
da się jechać na hurraoptymiźmie niczym Ben-Hur w swym rydwanie.

Lubię ludowe klimaty, lubię "Piejo kury Piejo" nieodżałowanej
pamięci Grzegorza C., lubię "Zakopower" i "Bratanków",
ale na siłę wylansowany hit zespołu pieśni i tańca przytupnego
Jarzębina budzi moje emocje...skrajnie negatywne.

Odetchnąłem, że znana pieśniarka Eddi
(ale nie chodzi o maskotkę Iron Maiden)
nie będzie naszego hymnu ani śpiewać, ani komponować,
ani go gwizdać - nic.
Dobrze, ale robienie z pieśni na Juro ( jak mowią Niemcy
na wspólną walutę i nie tylko ) słownej papki, która
niczym most ma połączyć słownym filarem pokolenia
dziadków i ich wnuków, wydaje się pomysłem na miarę
prób pogodzenia wody i ognia, lewicy i prawicy,
intelektualistów z kuracjuszami domów bezklamkowych.

Zacne Panie z "Jarzębiny" pewnie raz na jakiś czas spotykają się,
szydełkują, dziergają i śpiewają. Jak mawiał poeta,
"idź tam gdzie w domach ludzie śpiewają, to znak, że dobre
serca mają"
Natomiast pchanie na siłę ludowości, która posługuje się
odgłosem niosących się kur czyli "koko" w objęcia slangu
z czatów internetowych czyli "spoko" jest mówiąc delikatnie
POMYŁKĄ.
Do licha, a tyle przecież słów idzie swym rymem do "koko"
Np:
- Koko - Maroko, jako znak, że jesteśmy solidarni z Afryką,
- Koko - oko, jako znak, że każdy Polak wie co to zaćma,
- Koko - schoko, jako piękny ukłon w stronę Milki i innych
słodkości zza Łaby.

Ale, biorąc pod uwagę, że nasza drużyna piłkarska i tak
nie wyjdzie z grupy, po sromotnych klęskach, co wywoła
zamieszki narodowe i nowe wybory do Sejmu, trefna pieśń
zejdzie na dalszy plan i za pół roku wszyscy o niej zapomną.

Pewnym pocieszeniem, jest fakt, że tegoroczna olimpiada
jest w Londynie - do którego ciężko ułożyć sensowny rym,
a w 2016 w Rio de Janeiro, a wtedy "Jarzębina"
, raczej nie będzie już płodzić nowych pieśni
z uwagi na...zaawansowany wiek.

Moją uwagę zwróciło ostatnio ciekawe chodnikowe
malowidło pod jednym z centrów handlowych.
Ów złośliwy do cna i szpiku kości komiks nakazuje Wam, abyście w ciągu
pięciu minut od zgaśnięcia silnika opuścili w podskokach
swoje ukochane cztery kółka, nawet jeśli jesteście z nogą w gipsie,
lub nie macie jej wcale.
W przeciwnym wypadku zajedzie Straż Miejska, antyterroryści
i skonfiskują Wasze autko na rzecz centrum handlowego pod którym stoi.
Dramaty ludzkie rozgrywające się na tej planszy, wcale nie
będą przypominały tych z "Monopolu", gdy rodzinka gra razem,
ale będą pot, krew i łzy gdy ktoś niczym maratończyk przegra
walkę z bezlitosnymi pięcioma minutami.

Podobne dramaty mogą się rozegrać, gdy ktoś z Was zaszedłby
do przybytku, który udało mi się sfotografować
Domyślam się, że podczas jednej sesji, która będzie
kosztować Was tyle co połowa PKB Polski, będziecie masowani,
Pan/Pani właściciel będzie snuć Waszym uszom zalety unikania
przechodzenia na czerwonym świetle (doradztwo życiowe)oraz
zachwalać sens płacenia podatków i nie używania prezerwatyw
po kolegach a w międzyczasie będziecie pojeni super naturalną
herbatką z wyciągu z martwych lisów, posła SLD i orzeszków ziemnych.

Wiem, że w walce o klienta trzeba być kreatywnym, pomysłowym, ale
chyba nie chcecie idąc do salonu fryzjerskiego, zaliczyć przy okazji
korepetycji z fizyki, usłyszeć deklamacji dzieł Puszkina, by na koniec
zachłysnąć się wykładem z makroekonomiii, prawda?

Niech fryzjer strzyże, fizyk odkrywa nowe atomy, prawnik gada od rzeczy,
nauczyciel uczy, piłkarz strzela gole a gej...no wiecie sami.

To wszystko prowadzi mnie do wniosku, że w życiu
niczego nie można być pewnym.
Niedawno, widząc na parkingu małe, czarne, przysadziste stworzenie
dałbym sobie głowę uciąć, że to Porsche 911 lub Carrera S.
A tu proszę - przy bliskich oględzinach okazało się, że to
szybkonośny i naddźwiękowy Nissan GT, który jest całkiem, całkiem...
Wsiadł do niego fryzjer, który trzymał w ręku podręcznik
do fizyki i w chmurze apokaliptycznego ryku oddalił się
w ciągu trzech sekund.