środa, 2 maja 2012

Rysio i Ronaldo - na literę "R"


Pisząc te słowa, jestem odziany w czarny żałobny kir,
czarne spodnie i czarne kalesony i klawiatura mojego komputera
też jest czarna. Odszedł nieodżałowanej pamięci ojciec, mąż,
patriota, filantrop, uczciwy taksówkarz, czyli Ryszard Lubicz z "Klanu".

Jak bardzo jesteśmy popieprzonym społeczeństwem niech świadczy fakt,
że parę milionów osób zechciało włączyć komputer/laptopa i dać swój
komentarz w stylu "olaboga, co to będzie bez Rysia", "Klan bez
Rysia upadnie" albo "gdzie mogę znaleźć grób Rysia bo chcę się
pomodlić".

Oczywiście, "Klan" ma doborową obsadę aktorów i oglądać ich na
ekranie to czysta przyjemność, natomiast wybuchu zbiorowej histerii
po wirtualnej śmierci Ryśka się nie spodziewałem.

Ludzieeeee,
tak naprawdę Rysiek nie istnieje, gra tylko aktor,
który nazywa się Piotr Cyrwus i żyje i żyć będzie, jeśli tylko
wierzy w życie po śmierci, wg. zasad Kościoła katolickiego.

Ludzieeeee,
fajnie, że oglądacie "Klan" natomiast nie mieszajcie życia
serialowego/wirtualnego z realem.
Ostatnio wyczytałem, że w niemieckim Instytucie Maxa Plancka trwają
prace nad elektronicznym pieniądzem. Oznacza to, że każdy banknot
za 5 lat będzie mieć chip, który nie pozwoli Wam, abyście
go z powodzeniem wyprodukowali na domowej laserowej drukarce.

Niemcy to obok Szkotów naród wynalazców i prawdopodobnie ten chip
banknotowy wymyślili w przerwie na kawę. Hans powiedział:
"Ja, trzeba zabhezpieczyć nhasze bankhnoty, skhoro nie ma już
mahrek a są tylko euro" A jego kumpel Uwe odrzekł:
"nathuralnie, nie wiemy kiedy nasza Rzesha z powrothem odzyska
dawną świethność, ale warto się przygothować, aby nasha walutha
dominowała".
Ciężko mi uwierzyć, aby coś takiego znalazło się w Polsce.
Kłopoty z przetargiem, veto posłów Palikota, protest "Solidarności",
tajny mejl producenta banknotów do Wielce Szanownej i Absolutnie
Nieprzekupnej Komisji ds. Wyboru Czystego Niczym Łza Wykonawcy
Banknotów, żądania Kuby Wojewódzkiego, aby był na nominale stuzłotowym,
to wszystko może spowodować, że wybór wykonawcy albo będzie zupełnie
przypadkowy niczym wybór dziewczyny z którą chcecie spędzić
upojne chwile na imprezie studenckiej na haju,
albo okaże się totalnym niewypałem podobnym do tego gdybyście się
chcieli wybrać dookoła Afryki w piętnastoletnim Daewoo Lanos bez klimy.

Mamy rok 2012, który jest rokiem przestępnym.
Od miesiąca różne portale straszą nas tym, że skoro w takim
niecodziennym roku luty ma 29 dni, a nie jak zwykle 28 to nasze
komputery, samochody, GPS-y, mikrofalówki i kuchenki mogą zwariować
i nagle pokazać datę wybuchu II wojny czyli 1 września 1939 r.,
albo 16 maja 1983 r., dzień w którym ukazał się "Piece of mind" -
- mój ulubiony album Iron Maiden.
Lecz nic takiego się nie stało i sądzę, że wszyscy tępogłowi,
którzy bili na alarm w obliczu ewentualnego Armageddonu siedzą
teraz cicho i właśnie wciągają kolejną porcję amfetaminy,
aby ukryć swój wstyd.

Ze zdziwieniem powitałem fakt, że od dziś funkcję kontroli
finansowej i nadzorczo - opiniodawcze ma pełnić zgadnijcie...
Katolicka Agencja Informacyjna.
Powyższa instytucja sporządziła raport na temat finansów
Kościoła Katolickiego. Ze zdumieniem przyjąłem ten fakt, bo na
studiach uczono mnie, że do badania finansowego służy audyt,
biegły rewident albo niezależny ekspert a w przypadku skrajnym
prokurator czy Regionalna Izba Obrachunkowa. Natomiast pierwsze
słyszę, aby nawet katoliccy dziennikarze, którzy pewnie Brewiarz
znają na pamięć brali się za ocenę dokumentów czy faktów
finansowych Kościoła.

Pewnie warto bym zajrzał sobie do działu księgowego PKN Orlen,
Polkomtela czy A. Blikle, że o Bumarze nie wspomnę. Natomiast nie robię
tego bo po pierwsze nie jestem upoważniony, aby tam zaglądać,
a po drugie nie znam się na raportach z księgowości nawet tej
"kreatywnej".
Jakim cudem (boskim?) czyni to KAI? Nie wiem.

Na budowie, która zasłania mi widok na świat, postawiono, co przyjąłem
z aplauzem - szubienicę.
Domyślam się, że będzie ona służyć jako dyscyplina na robotników,
którzy krzywo zagipsowali sufit, wannę postawili w windzie -
-co może obrazić uczucia religijne gdy zamieszka tam Hindus,
zamurowali kolegę, albo zamiast klatki schodowej zbudowali wybieg
dla wielbłądów wbrew planom budowy. Wiem tylko tyle, że ów moloch
zasłoni mi ze skutecznością szczepionki na żółtaczkę, widok na gmach
TV i jego niebieski napis, który widać z odległości 100 km, gdyby akurat
ktoś napruty wracał z imprezy i szukał drogi do domu.

Wczorajszy mecz z Portugalią mnie rozczarował. Przeciwnik był klasowy,
publiczność dwunastym zawodnikiem a mimo to nie padł ani jeden gol
dla nas. Rozśmieszył mnie nieco Cristiano Ronaldo, który oprócz
rozdawania tysiąca trzystu autografów na minutę, znalazł chwilkę,
by jednak wejść na boisko i kopnąć piłkę z cztery razy.

Za to zobaczyć minę Ronaldo, gdy schodził z boiska w akompaniamencie
gwizdów - bezcenne. Nie pochwalam gwizdów, gdy przeciwnik schodzi do
szatni, bo to znaczy mniej więcej tyle samo, co "i tak mamy Cię gdzieś,
schodź do tej szatni i nie wyłaź",
Natomiast domyślam się, że ciśnienie ze strony pospólstwa było tak
duże, aby zobaczyć jak młody bóg piłki strzela bramkę, że stąd pełne
dezaprobaty gwizdy. Inna sprawa, że młody bóg, nieco przespał mecz
i nie popisał się czymś, co dało by szansę na zdjęcie na pierwszych
stronach naszych tabloidów.

Ronaldo wyszedł, zagrał i jest z tego znany, że...jest znany i tyle.
Na szczęście nie zauważyłem w jego uchu diamentowego kolczyka, które
odblask skutecznie mógłby oślepić naszych obrońców i ustalić wynik 3:0
dla Portugalii.
Jakby było mało problemów z piłką nożną, kryzysem, bezrobociem i długiem
publicznym to na dokładkę, gotując wczoraj ziemniaki i soląc
je obficie zamarłem z przerażenia, bo oto ogłoszono, że sól
w mojej solniczce może być solą przemysłową.
Taki rodzaj używa się do zasalania dróg w zimie.
W pierwszym momencie zrozumiałem, że po zimie, grupa cwaniaczków
zbiera specjalnym sprzętem to co zostało na jezdni, czyli warstwę kurzu,
błota, ptasich odchodów, martwych lisów, liści, śniegu i soli,
całość poddaje filtracji, odsącza z tego sól i potem sprzedaje
je z zyskiem w sklepach spożywczych.

Jednak nie ! Okazało się, że sól przemysłowa, którą sypie się drogi
i ma prawie całą tablicę Mendelejewa w sobie, sprzedaje się
jako sól spożywczą z przebiciem złotówkowym 4:1.
Szczegół, że taka sól asfaltowa jest na tyle szkodliwa,
że może Wam zmienić wątrobę w budyń, śledzionę zamienić w sitko,
a w jelitach zrobić takie spustoszenie, przy którym tsunami
na Pacyfiku wydaje się być szemrzącym zefirkiem w południe.

Bez soli da się żyć, natomiast mam głębokie przekonanie,
że i tak za parę chwil sprawa przycichnie, do kamery wyjdzie
Naczelny Przedstawiciel Najstarszego Zawodu Świata czyli lekarz
i w miłych słowach będzie uspokajał, że nie ma zagrożenia,
że nawet niemowlęta mogą spożywać sól, że uruchomiono procedury
XCV677 i BNM755, że każdy pracownik Sanepidu zbada każdy woreczek
soli i możemy spać spokojnie.

A przecież na litość boską, wystarczyłoby poddać kontroli
(ale nie przez KAI ) faktury, które ukażą prawdę na jaki rodzaj
soli były wystawiane i opłacane. W ten sposób można by dojść,
kto pierwszy w tej całej stajni solnej Augiasza, zrobił przekręt.
Wniosek taki, że lepiej chwilowo nie solić, choć stawiam euro przeciw
orzechom, że zaraz będziemy musieli słono płacić za kilogram soli.

Natomiast co będzie, gdy za rok wyłoni się afera pieprzowa,
w której okaże się, że do prawdziwego pieprzu dosypywano trociny
lub zestrugane deski plus piasek z plaży, aby tylko wyrobić
tonaż dostawy? Nie będzie można pieprzyć, cokolwiek by to nie znaczyło,
zwłaszcza w odniesieniu do polityków.

Totalne zaskoczenie spowodowała Pani Joanna Mucha, zajmująca się
sportem w tym pięknym kraju. My, lud poddany mamy zawracać się
do niej "Pani Ministra Mucha". Od razu się nasuwa pytanie, czy
istnieje jakiś minister, który ma muchę, która jest jego?

Czy nie lepiej by brzmiało "Mucha Ministra"? Nie wiem, czy ministrowie
przychodzą na rządowe wtorkowe nasiadówki w muchach czy w krawatach,
ale cała sprawa wydaje mi się mocno przesadzona.

Nawet nasi dziadkowie, w roku 1937 zmontowali skądinąd przezabawny
film p.t. "Pani minister tańczy" z niezapomnianym Aleksandrem
Żabczyńskim i Tolą Mankiewiczówną w rolach głównych.

Być może frustrację i ból głowy Pani Joanny powoduje sama nazwa
"minister". Oznacza ona ster, który jest tak mały, że nie
warto i o nim gadać i o łodzi na której jest.
A ja tylko przypomnę, że słowo to - "minister" pochodzi z łaciny i
oznacza sługę, pomocnika.
Muszę, mucha, zostawmy to...

Wczoraj nasi bracia z Zhōnghuá Rénmín Gònghéguó (*) mieli możliwość
szaleć po fejsbuku, i dla niektórych był to pierwszy raz.
Tak to jest, drogi towarzyszu Hu Jintao, jak się ma tyle lat co Ty,
to zdarza się przysnąć na moment na nudnym posiedzeniu rządu,
a w tym czasie internet łapie łyk wolności i wysyła kopniaka
Twej ekipie starców, którą rządzi nadal mimo, że każdy z was ma
po 130 lat. Po paru godzinach skośnoocy towarzysze
zorientowali się, że cała rzesza młodych, gniewnych
skośnookich buszuje po FB, Twitterze, ściąga mp3, i robi na zakupy
na e-bayu i wtedy sfrustrowany Hu Jintao wcisnął przycisk
"world wide web total f*****g control" i po zabawie w wolność.
Prawdopodobnie po chińsku to brzmi inaczej, ale nieważne.

Wyczytałem natomiast w biografii, że Hu Jintao został odznaczony
Wielkim Krzyżem Orderu Słońca Peru w 2008 r.
Czy ktoś kojarzy, kto w naszym kraju również nosi
ten zaszczytny tytuł ?

(*) Chińska Republika Ludowa - nazwa oryginalna.