środa, 2 maja 2012

Schody nie do nieba


Ostatni tydzień, generalnie nie był wesoły.
Odeszła, ( czy na własne życzenie, to się okaże ), Whitney Houston.
Jedna z nielicznych, które były dowodem, na to,
że jeśli chcesz zrobić karierę, warto byś miała głos
czy inne umiejętności sceniczne i starczy,
a nie był/była poronionym płodem publicznego lansu
rodem z „Idola” czy innej siu-bżdziu szopki quasi-wokalnej.

Pięć oktaw Whitney zawsze powodowały, że słuchając jej piosenek,
moje kieliszki w kredensie się przesuwały i dawały autentyczne
poczucie obcowania ze „SZTUKĄ” a nie „sztuką”.
Oczywiście, że jeśli macie głos ale wygląd Quasimodo,
to ciężko będzie Wam zrobić karierę i wyjść na scenę,
o rozdaniu Grammy nie wspomnę ale tak naprawdę w tym wszystkim
chodzi o to by główne narzędzie artystyczne – głos dominował.

Wszystko inne jest ważne, promocje, koncerty, tantiemy,
choć nie tak ważne jak TALENT. Dlatego uważam, że wytwórnie
płytowe są zbędne. O ileż większej radości, dostarczyłoby
nam ogłoszenie w prasie, że za dwa dni Kazik na Torwarze
zagra koncert a potem można kupić jego płyty.

Oczywiście nie wymagam, by Pan Staszewski wypalał 100 tys.egz.
swej cd na domowym laptopie, to jest zadanie dla tłoczarni czy
tłoczni kompaktów, ale widok Kazika który siedzi za ladą
a za nim 4 metrowy stos jego cd z jednej strony pozwoliłby
na lepszy kontakt na linii słuchacz-artysta a większość
zarobionych pieniędzy trafiłaby na konto artysty minus
koszty wytłoczenia płyt i druku okładki.

To z kolei prowadzi mnie do wniosku, że pomysł Pana Palikota
by zalegalizować narkotyki typu marihuana czy inne jest
tak absurdalny, że aż głupi.

Tylu artystów odeszło wśród heroinowo-kokainowo-speedballowej zamieci,
że legalizacja takich substancji to jak wrzucenie na własne
życzenie suszarki do wanny z wodą w której siedzimy.
Warto by Pan Palikot odwiedził ośrodki w których ludzie
walczą o kęs życia w konfrontacji z dragami, porozmawiał
z rodzicami dzieci, które tę walkę przegrały np. z Mitchem Winehouse,
ojcem Amy W., spotkał się z Davem Mustainem ( Megadeth ),
który opanował nałóg, może wtedy orgiastyczny krzyk „zalegalizujmy”
okaże się bezefektywnym wołaniem na puszczy byłego szefa
Komisji Przyjazne Państwo.

Osobiście czekam kiedy Pan Palikot zwoła fetę pod
Pałacem Kultury i da dobry przykład w lustereczkiem w ręku,
które raczej nie powie mu, kto najpiękniejszy, lecz pozwoli mu
spokojnie usypać kokainową ścieżkę, którą wciągnie przed
kamerami TVN24.

Również ze zdumieniem przyjąłem decyzję, że mecz o SuperPuchar
na Stadionie Narodowym się nie odbędzie z uwagi na dwie przepalone
żarówki w męskim WC, ukradzione cztery gaśnice przy wejściu
i niedomalowane poręcze przy schodach do szatni.

Na litość boską, utrzymanie tego obiektu ma kosztować rocznie 30 mln zł.
Koncert Madonny w sierpniu czy okazyjny wynajem sali na zjazd
Związku Niewidomych Tokarzy i Spawaczy nie pokryje tej kwoty.

Również nie pobiegacie na nim ze swymi dzieciakami bo Stadion
nie ma...bieżni.
Resztę roku Stadion będzie stał pusty i gdy na serio na nim zarabiać,
co weekend musiałaby tam występować Mariah Carey,
Eminem czy Iron Maiden z Metalliką na zmianę.
A miałem się nie denerwować !
Zauważyłem, że sfrustrowany decyzją odmowy umieszczenia
TV Trwam na multiczymś tam o. Rydzyk w wywiadzie nawołuje,
aby nie płacić podatków.
Nie jestem biblistą, ale pamiętam, że już sam Jezus deklarował,
aby „oddać Bogu co boskie a cezarowi to co cezara”.

Tak jak ostatnio pisałem, decyzja, aby TV Trwam nie było w pakiecie
multiczegoś, jest dla mnie niezrozumiała,
natomiast jeśli dziś nie wygram w Lotka to raczej
z zemsty nie rzucę hasła, by jeździć setką po mieście
albo przylepiać gumy do autobusowych siedzeń.
Natomiast niewątpliwym rozrodczo – kopulacyjnym rozsądkiem
popisał się Rzecznik Praw Obywatelskich, dając swe liberum veto
przeciwko kamerom na sali w której odsiadujący wyrok
mogliby sam na sam spotkać się ze swymi wielbicielkami,
kochankami, żonami, konkubinami, przysposobionymi
i co tam jeszcze chcecie.

Jeśli siedzisz pod celą i wiesz, że tak będzie do roku 2020 to
jedyną twą rozrywką ( zdrową ) są albo spacery, albo szachy
albo właśnie wizyta ukochanej, która na krótkie pięć i pół
minuty sprawi, że poczujesz się jak facet i
niekonieczne chcesz udawać, że jesteście w domu
Wielkiego Brata online.

A poza tym, jeśli się okaże, że takie więzienne bunga-bunga
okaże się hmm...brzemienne w skutkach to już wiesz,
że wychodząc na wolność masz syna, który już się pochwalił w klasie,
że tata grypsuje, garuje i że lepiej z nim ( z synem ) nie zadzierać.

W tym tygodniu, usłyszałem, że wiek emerytalny będzie
podniesiony do lat 90 a planach jest, że dopiero mając 105 lat
będzie można czekać na listonosza z głodową sumą.

Osobiście, czekam na decyzję w której trzeba będzie pracować
do śmierci.
W dniu w którym odejdę na tamten świat, mój pracodawca dostanie
sms z pogotowia z informacją „Pan Krzysztof z uwagi na
wiekuiste zejście nie pojawi się dziś w pracy, proszę
odkazić jego biurko i z służbowego komputera skasować
wszystkie pliki Pearl Jam”.

To będzie zabawne, ale czy pożyteczne? Raczej nie...

A na koniec coś optymistycznego – miałem ostatnio okazję
jeżdzić moimi ulu-ulu-ulubionymi ruchomymi schodami,
które wbite w skarpę trasy W-Z są niedaleko kościoła św. Anny.
Oczywiście nie skończyło się na jednej przejażdzce,
lecz na dwunastu, co życzliwie obserwował obecny tam pan ochroniarz.
Moją uwagę zwrócił Regulamin korzystania z tychże schodów
a zwłaszcza pkt. 8, mówiący, że po raz setny nie można
jechać w dół i w górę ( co mnie nie dotyczy, ponieważ
kursowałem w górę i na dół ), oraz pkt 5, mówiący, że dzieci
przy końcu trasy trzeba podnosić. Z uwagi na to, że w chwili
urodzenia ważyłem 4, 300 dla mojej Mamy byłby to problem nie lada.
Natomiast pkt. 10, zabraniający mijania się w czasie jazdy,
zakłada maksymalną aspołeczność, bo cholernie ciężko jechać
schodami i nie minąć się z kimś, kto akurat jedzie w odwrotnym kierunku.

Nie wspomnę o wręcz niewykonalnym, pkt 2, zabraniającym
opierania się „całym ciężarem ciała o poręcz”, który jest
niewykonalny, gdy właśnie wracacie z imprezy i owe schody
są jedynym punktem oparcia przed kolejnym zwymiotowaniem
niestrawionej whiskey tego wieczoru.