niedziela, 30 grudnia 2012

I Ty możesz zaadoptować posła/senatora !


No dobrze, wydało się...

Od paru tygodni jestem posiadaczem lub raczej posiada mnie
telefon Sony Xperia J.



Jak teraz ktoś mnie posądzi o lokowanie produktu,
to mam to gdzieś,natomiast pierwsze wrażenia są następujące:

- Telefon wymaga sprawności palców i opuszek na miarę
Rafała Blechacza, wystarczy niewinne ziuuum i sms pisany
z niemocą od dwóch godzin,znika w cyberprzestrzeni,
która bliżej nie jest określona.
- Jakość oglądania w nim YouTube jest naprawdę wysoka,
zwłaszcza gdy śledzicie koncert Stonesów i można policzyć wszystkie
zmarszczki Keitha Richardsa.
- Trzeba go ładować co pięć minut, ponieważ jego pobór mocy,
plasuje się na poziomie pomiędzy hutą aluminium a lodówką "Mińsk".

Ogólnie, przyzwyczajam się do niego a on do mnie.
Coś tak jakbym kupił psa, tylko, że nie warczącego za to chodzącego
na jakimś złowieszczym systemie, który reprezentuje symbol
słynnego robota R2d2 z "Gwiezdnych Wojen".
Wiem również, że moja żona też posiada od niedawna "dotykowca"
i tym sposobem mamy w domu elektronikę na miarę ery globalizacji.

To z kolei prowadzi mnie do wniosku, że jak zwykle,
jako społeczeństwo nie zdaliśmy egzaminu z konsumpcji
przed świętami Narodzenia Pańskiego.
W trakcie - również nie.
Tłumy, tłumy i jeszcze raz tłumy walczące o karpia, choinkę,
pudełka do prezentów, wstążki, ozdoby, prezenty...
Proponuję zatem przechadzkę do Waszego kościoła parafialnego,
oglądając żłóbek poszukajcie tam...samych siebie.
Jeśli jesteście w gronie pasterzy to pół biedy, ale jeśli
jesteście w gronie osłów, baranów i innych bydlątek,
no to Wasi najbliżsi mają z Wami problem, o Panu Bogu
nie wspominając.
Na litość boską, czy jesteście sobie w stanie wyobrazić
Wigilię i święta,
w czasie których śpiewacie dużo kolęd, Waszym prezentem są
ciepłe skarpety,nie ma niestrawnej papki tv a zamiast tego
chodzicie po sąsiadach i dzielicie się opłatkiem?
Brzmi strasznie i nonkonformistycznie, prawda?

Co do strachu, niedawna rocznica ogłoszenia stanu wojennego przebiegła,
no raczej patriotycznie.
Jak zwykle Generał dostał krwotoku na wspomnienie tamtych dni,
grupka pamiętających radośnie i głośno mu o tym przypomniała,
padło parę okrzyków i wszyscy rozeszli się do domów.

Nie nam sądzić schorowanego generała, choć powszechnie wiadomo,
że wojska radzieckie stały nad granicą i czuwały niczym Bohun,
przy słabnącej Helenie, natomiast rozkazu "Вперёд" nie było...

Natomiast do dziś mam w uszach, okrzyk Naczelnego "Wyborowej"
p.t. "odododpieprzcie się odod gegegenerała".
Były wojownik, który przez generała i jego wszawy system siedział
za kratkami, dziś go broni?
Ewangeliczne pojednanie dwóch wrogów?
Wątpię, raczej polityczna dalekowzroczność i chęć zbijania
kapitału społeczno - opiniotwórczego na bazie "dawni wrogowie
dziś piją razem wódkę".

Dlatego z czystej ciekawości, biorąc pod uwagę moje sympatie prawicowe,
zagłosuję na PIS w najbliższych wyborach.
Chcę bowiem empirycznie sprawdzić, czy Prezes Jarosław, zdoła wszystkie
swoje pomysły na naprawę państwa wcielić w życie czy też skończy się
tylko na szumnych deklaracjach.

Zamykając temat polityczno - bagienny:
Ostatnio wiadomości na Polsacie trąbiły i to dość głośno o pomyśle,
który albo wszedł lub wejdzie w życie.
Chodzi mianowicie, aby każdy kto zaadoptuje psa, kota,chomika
lub jaszczurkę, dostawał jednorazowo lub co miesiąc kwotę
trzystu złotych...
Niby ta kwota ma być przeznaczona właśnie na utrzymanie futrzaka,
nowe kuwety, super jedzenie, delikatny papier toaletowy,
ale czy będzie tak na pewno?

Osobiście, będąc na miejscu Bardzo Ważnego Urzędnika, miałbym głęboki
niczym Rów Mariański dylemat, czy wypłacić tę kwotę Panu Heniowi,
który ma nos w kształcie kalafiora, zbiera złom i bez problemu
przehula te trzy stówy na tani alkohol a futrzak dalej będzie
chodził głodny i zaniedbany niczym droga z Łomży do Augustowa.

Od paru lat działa u nas tzw. "becikowe" a jak nazwać to?
Psowe? Kotowe? Chomikowe?
Znacznie lepszym pomysłem jest to, aby posłowie i senatorowie,
nie dostawali diet, tylko utrzymywaliby się w ramach akcji
"I ty możesz zaadoptować posła/senatora"
Sądzę, że w ramach tzw. "posłowego", przyjęlibyście pod dach posła
z ulubionej partii,
zapewniając mu posiłki, pranie, tv kablową oraz internet,
za powiedzmy pięć tysięcy miesięcznie bez konieczności
rozliczania tej sumki, prawda?
Oczywiście problemy byłyby nieuniknione, posłowie prawicowi
budziliby Was o 6 rano słuchając w radiu Godzinek, posłowie
lewicowi o 6 rano nerwowo by szukali kanału z tv Rossija,
a jeszcze z innych partii szukaliby kanałów erotycznych.
Ale za pięć kawałków, warto się pomęczyć prawda?

I jeszcze jedno:

mój telefon jest totalnym muzycznym imbecylem
lub kretynem pomimo, że producent deklaruje go jako
hiper-super-ultra centrum muzyczne w kieszeni.

Chcąc ustawić jako pobudkę
kawałek Iron Maiden "Infintive Dreams",
samuraj skonstatował, że "pliku nie można użyć jako sygnału
alarmu/pobudki"
Jako to, krzyknąłem, Ty kretynie, nie ustawisz mi jako pobudki,
właśnie tego utworu?

Spróbowałem z Queen "We are the champions" lecz tu się pojawił napis,
zgadnijcie jaki?
"plik jest zbyt dynamiczny, aby go użyć jako sygnał alarmu/pobudki"

Spróbowałem z "Domowym Przedszkolem" i szlagierem "Gdzie jest słonko
kiedy śpi,czy wilk zawsze bywa zły".
Tym razem mój mały japoński przyjaciel odmówił współpracy, twierdząc,
że "plik jest zbyt infantylny, aby go użyć jako sygnał alarmu/pobudki".

Po dwudniowej walce, po trzymaniu Sony nad wanną lub w otwartym
oknie i groźbach, że w sumie chciałbym odkryć jego dodatkowe,
aczkolwiek nieznane funkcje typu "czy wyświetlacz może się
nie stłuc lecąc z siódmego piętra",
po sześciu mejlach do Działu Obsługi Klienta Sony,
dostałem zgodę na zainstalowanie Ironów.
Zgoda z Sony wyglądała tak:


I tym wschodnim akcentem kończę.
Sajonara !

piątek, 7 grudnia 2012

Czy trzeba się spowiadać po obejrzeniu "Barw szczęścia"?


Niedawne odwiedziny w centrum naszej stolicy, wprawiły mnie w zdumienie.
Duma wujka Stalina zniknęła !


Nie wiem co się stało, prawdopodobnie stoi za tym niedoszły zamachowiec,
który próbował targnąć się na Sejm, ale pomysł, aby Pałac Niekultury
zniknął, wydaje się być całkiem sensownym, oczywiście bez użycia trotylu.

Na Bliskim Wschodzie za to, trotyl jest materiałem powszechnie pożądanym
niczym zimne piwo, co powoduje, że w strefie Gazy co pięć sekund ziemia drży, rakiety lecą a ludzie giną.

Nie wiem, czy mieliście okazję, a jak nie ,to zachęcam do podejrzenia prędkościomierza w autobusach komunikacji miejskiej.


Wasze próby, aby zajrzeć na ową magiczną tarczę, spełzną na niczym jak
próby zdobycia Zbaraża, kiedyś tam.
Zawsze mnie zastanawia, czemu w większości autobusów są one zasłonięte
wstydliwym samoprzylepnym kirem?
Czy autobusowi drajwerzy namiętnie łamią przepisy?
Albo może w każdym pojeździe prędkościomierz jest zwykle popsuty?
Do dziś pozostaje to dla mnie tajemnicą na miarę Enigmy.

W obliczu zbliżających się świąt, gospodarka ruszyła z małą zadyszką
po jesiennym maraźmie.
Czy będzie to bieg długodystansowy czy tylko krótki zryw - zobaczymy.

Znakiem świąt są dwie rzeczy: słyszalne wszędzie, tzn. w metrze,
kinie, w Lublinie, teatrze, na nabożeństwach, w Waszym wc i nawet
w knajpach - "Last Christmas" z czasów, gdy George Michael farbował włosy,
czyli Wham.

Drugim znakiem są wszechobecne "promocje".
Czajnik z napędem atomowym przy siódmym odtwarzaczu dvd jako miły bonus,
czwarty rogalik gratis, gdy kupujecie tonę mąki,
piąta opona do kompletu, gdy kupicie dwa Lexusy naraz i tym podobne atrakcje.
To wszystko jest podyktowane tylko i wyłącznie wietrzeniem magazynów
i opchnięciem największej ilości towaru, tak by w nowym roku podatkowym
nie zalegał na półkach.

Wobec faktu, że z rządu odszedł Naczelny i Bardzo Rozgadany,
Pierwszy Strażak RP i z pokerową miną zabrał swoje zabawki
z Alei Ujazdowskich, wszyscy zadają sobie pytanie, jaki będzie jego następnik?
Nie wiadomo, wiadomo tylko, że będzie...nowy.

Co do nowości, ostatnio moją uwagę zwrócił felieton Magdaleny Soboty
opublikowany na łamach "Wyborowej".
Niby pani Magdalena broni "okna adopcyjnego", niby płomiennie zachwala
reguły adopcji, ale...

Jak zwykle, przepraszam za stwierdzenie "Sobota tkwi w szczegółach".
Po długich argumentach, kontrargumentach, słownych parabolach, pani Sobota bezpardonowo przechodzi do ataku:
"Kościół zrobiłby więcej dla ratowania życia, gdyby uznał prawa kobiet
do decydowania o własnym macierzyństwie"

Definicja decyzji kobiet oznacza dla pani Soboty możliwość aborcji
w dowolnym momencie stanu błogosławionego, a tym samym ruch wyzwolonych
jajników, może sobie pozwolić na wszystko...
Cały wywiad przypomina zachowanie lewaka, który niby zachwala
rządy Romana Dmowskiego, niby jest gotów nosić jego znaczek
w klapie marynarki,
ale tak naprawdę,zaraz po obudzeniu nuci "Międzynarodówkę",
niczym babcie "Kiedy ranne wstają zorze".

Z uwagi na to, że dziś są Mikołajki, chciałbym dostać trzy rzeczy:

1. pewność, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy będzie grać nadal,
ale pod innym dyrygentem,

2. cyrograf podpisany przez premiera, że benzyna spadnie do poziomu
5 zł za litr i ani grosza więcej,

3. Astona Martina DB9 za symboliczną złotówkę.


A na koniec - spójrzcie na kościół św. Stanisława Kostki na Żoliborzu.
Wieczorem i podświetlony wygląda bardzo dostojnie, prawda?


I jeszcze jedno, w ten poniedziałek oglądałem teatr TVP1
i jakże wyśmienity spektakl p.t. "Boska".
Genialna Krystyna Janda, zjawiskowy Maciej Stuhr i magiczny Witold Zborowski.

Sztuka, która ukazuje życie ludzi, których jedynym zmartwieniem jest
co będzie na obiad albo, że kwiaty w wazonie właśnie zwiędły.

Jeśli ktoś z Was w tym czasie oglądał "Na dobre i na złe", "Barwy szczęścia"
lub inny wiekopomny serial zamiast tegoż spektaklu - jutro do spowiedzi
i za pokutę proszę przeczytać "Ferdydurke" Gombrowicza !

poniedziałek, 12 listopada 2012

O tym, gdzie warto iść do fryzjera...


Mając na uwadze dobro narodowe szeroko pojęte, odpowiadam na pytania,
które niczym stado wielbłądów Mojżesza licznie zalały moją skrzynkę mejlową,
- czemu od blisko m-ca żaden nowy post się tutaj nie pojawił?

Pamiętając o złotej zasadzie mojej pani od polskiego z liceum,
zdanie zacznę od "więc".

Więc nie pisałem nic, ponieważ pochłonąłem w tym czasie prawie wszystkie
książki Jacka Komudy, jakie miała w swym zbiorze biblioteka z której korzystam.
Komuda to moim zdaniem i nie tylko moim, drugi Sienkiewicz.

Barwne opisy bitew, żwawa akcja i interakcja pomiędzy głównymi bohaterami
to wszystko powoduje, że czytałem jego książki z wypiekami na twarzy,
zaniedbując przy tym codzienne golenie, mycie, domowe sprzątania,
wynoszenie śmieci, że o rozmowach z żoną nie wspomnę...
Skutkiem tego po m-cu zorientowałem się, że wyglądam jak Eric Clapton
( z okresu "Unplugged"), w zlewie góra naczyń sięga sufitu, a żona
zapomniała jak brzmi dźwięk mego głosu.
"Nic to", pomyślałem jak Mały Rycerz i...powróciłem do rzeczywistości.

Jedyne co mnie nieco uwiera w jego książkach to napastliwy antyklerykalizm,
który, w niektórych momentach książki pasuje do całości jak Jerzy Urban
do "Gościa Niedzielnego" czyli nijak.
Czy to celowy zabieg, lubiącego, jak widać, chadzać na wojnę z Wszechmogącym
i jego armią autora, nie wiem, natomiast urokowi akcji to nie dodaje.

Co do antyklerykalizmu - też byłem oburzony, że można mieć 2,5 promila
we krwi i wsiąść do Toyoty Yaris i radośnie ruszyć w trasę, jak pewien biskup.
Ale wiecie co? Mam duży szacunek dla biskupa, że mimo, że wsiadł do Yarisa,
którego silnik 1.2 naprawdę nie gwarantuje kosmicznych prędkości,
to sprawy nie zamiatał pod dywan, tłumacząc radośnie,
że "słup zderzył się ze mną"

Co tematu słupów i trakcji - niedawno oglądając internetowy rozkład PKP,
dostrzegłem napis:
"TLK16201 (Radziwiłłów Maz. - Skierniewice) : Opóźnienia pociągów
Z powodu awaryjnego zamknięcia jednego toru pociągi mogą doznawać opóźnień
do ok. 15 minut."
Coż za kolejarska ero-retoryka! Niby bezduszna maszyna ważąca ileś ton,
wypełniona kablami, przewodami i innym żelastwem, a tu proszę - personifikacja
godna Miłosza !
Pociągi wg. info PKP podobnie jak ludzie "doznają" wstydu, upokorzenia,
radości, orgazmu i co tam jeszcze chcecie.

Ostatnio będąc na wschodnich rubieżach naszego pięknego kraju, wybrałem
się do fryzjera, ponieważ moja żona zagroziła rozwodem, jeśli tego nie zrobię.
Strzyżenie trwało minut pięć, natomiast byłem mile zaskoczony ceną - połowa
tego co płacę w stolycy i bynajmniej grzebień nie nosił śladów pleśni
a model golarki był dla ludzi a nie dla owiec.
Wiem, że z uwagi na to, że mamy w Warszawie realne metro i planowe
w budowie, ceny są wyśrubowane, natomiast im dalej od centrum Polski,
tym poziom buractwa maleje, a poziom empatii i chęci niesienia pomocy
nawet przypadkowym ludziom na drodze, rośnie z siłą drożdży w piekarniku,
doświadczyłem tego parę razy.

Niedawno przejeżdżając przez pl. Zbawiciela, zauważyłem tęczowy most rozpięty pomiędzy torami tramwajowymi.


Odruchowo zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem tęczowy Roberto
Biedronka zamieszka pod tym łukiem w różowym namiocie, i jak kiedyś
Lennon w sypialni z Yoko, pozwoli pismakom z "Hiper Expresu" na wstęp fleszy
i kamer do swej zagmatwanej intymności o charakterze odbytniczym.
Ale póki co, łuk się wypina, przepraszam, tzn, rozpina nad placem,
a nikt do niego nie zgłasza żadnych ideologicznych roszczeń.

Co do ideologii - znowu egzamin na demokrację został oblany,
biorąc pod uwagę stołeczne zamieszki z okazji 11 listopada.
Jak w zeszłym roku, można było zobaczyć jak grupka p******w,
atakuje radiowozy, ławki, przystanki i siebie nawzajem,
a wszystko to pod sztandarem haseł "oni kradną Polskę, oni to, oni tamto..."
Na litość boską, tacy ludzie przynoszą wstyd, prawda?


A tak przy okazji, wybieracie się na Stadion Narodowy?
Jest już zupełnie suchy i czy nadal można na nim robić spontaniczne
ziuuuuu po murawie, ściągając przy tym uwagę policji i Wysokiego Sądu?

piątek, 21 września 2012

Audiotele - czyli jak udać Greka na serio...


Obecnie ciężko oglądać wiadomości i pozostać wobec
nich niewzruszonym, niczym żujący trawę bizon
w puszczy augustowskiej.
Przypadek sędziego, który przez telefon ujawnia
szczegóły postępowania ponieważ - ktoś się przedstawił,
jako "asystent jakiegoś-ważnego-ministra" , powinien
być zapisany w podręcznikach walki z głupotą lub
dla studentów prawa karnego,jako antyprzykład na
racjonalne myślenie.

No cóż, dziennikarze są od tego by badać,
dopytywać i robić prowokacje wszelkiej maści,
ale idąc tym tropem,
może dziś zadzwonię do ABW, udam głos premiera i powiem
karcącym tonem "no, co tak się obijacie, nad czym teraz pracujecie"
i oficer dyżurny drżącym głosem sprzeda mi super tajne dane
dotyczące aktualnych działań ABW.
Na litość boską, absurd prawda?

A przecież wystarczyło uprzejmie -lodowato-asertywnym
tonem powiedzieć:
"proszę nie mylić nas z pizzerią, lub infolinią,
nie udzielam informacji przez telefon,
w przypadku pytań - proszę wystosować pismo w sprawie".

A tak, przedstawiciel zawodu zaufania publicznego,
napluł do słuchawki wiadomościami ze szczerością dziecka
w drugiej klasie, które idzie pierwszy raz do spowiedzi.

Wprawdzie nie ujawnił super-hiper-tajnych informacji,
które spoczywają w szafach ze złowieszczym napisem
na okładce "tajne/poufne", natomiast niesmak zostaje,
niczym po zjedzeniu nieświeżej kiełbasy.
Aż strach, gdyby to czeczeński bojówkarz zadzwonił do
naszego MON-u, udał jakiegoś ważnego generała i mimochodem
zapytał, czy kod do służbowego laptopa ministra, z kombinacji
cyfr 123456, zmienił się na 654321.

Zmieniając temat, ostatnio miałem okazję wybrać się
z małżonką w najbardziej błotniste ostępy Puszczy Kampinoskiej,
czyli Truskaw i okoliczne wioski.

Wprawdzie metro tam nie dochodzi, komórka ma zasięg taki
sam jak na Saharze,a jeden transformator obsługuje swym
prądem ileś domostw, natomiast zgadnijcie - co tam jest,
czego nie ma Warszafka ?
-Cisza,
-ptaki,
-szum wiatru,
-podwórko z którego można spokojnie wbiec do lasu,
-gdaczące kury,
-nieoczekiwana mina poślizgowa w postaci krowich bobków,
-zapach palonego drewna z komina,
i...łosie, - jednego mieliśmy okazję z daleka zobaczyć, tzn. bardziej my,
niż mój aparat...

Ów książę leśnego leniuchowania i marazmu zupełnie nie był
nami zainteresowany, leżał w trawie, potem się majestatycznie
podniósł, zlustrował teren, ziewnął, pokazał nam swój zadek,
a potem pocwałował w głąb puszczy.
Domyślam się, że to bardzo miła rzecz być obudzonym przez naturalnego
łosia o piątej nad ranem, którego głód zwabił na Wasze podwórko,
aniżeli przez innego "łosia" , który akurat o świcie udowadnia
wszystkim, że na osiedlu jego motor rządzi pod względem
decybeli i rozwijanej prędkości.

Potem zawadziliśmy o Palmiry i miejscowe Muzeum, które
przedstawia ostatnie chwile Polaków i Żydów rozstrzeliwanych
w okolicznych lasach.
Pożółkłe zdjęcia, modlitewniki, guziki, fragmenty odzieży,
ostatnie listy to wszystko znajduje się w tym muzeum.

Jeśli dodać fakt, że na pobliskim cmentarzu pochowano
ponad dwa tysiące zamordowanych osób, to jest mazowiecki Katyń.

To prowadzi mnie do wniosku, że jak bardzo można mieć
narobione w głowie, pomijając głównego oszołoma z tamtych
czasów ze słynnym wąsikiem, żeby niewinnych ludzi łapać
na ulicy, torturować a potem rozstrzelać w lesie?

Oczywiście, jeśli zanosi się na regularną bitwę, wojska stoją
na przeciwko siebie, to prędzej czy później ktoś wróci
z pola bitwy bez ręki, z dzidą w plecach lub nie wróci wcale.
Natomiast wiecie co?

Za to co teraz napiszę, będziecie mnie chcieli wybrać na Prezydenta RP:

Otóż dumą i to niesamowitą napawa mnie fakt, że ogólnie nie jesteśmy
narodem terrorystów.
Nigdy nie zdarzyło się, aby w ramach krwawego odwetu w roku 1944,
grupa akowców pojechała do Berlina i spontanicznie podłożyła pod
jakąś kamienicę tonę trotylu.
Były u nas zamachy stanu, strzelanie i to skuteczne do prezydenta
Narutowicza,ale nigdy, słyszycie?, nigdy nie było takich akcji
o jakiej teoretyzuję powyżej.

Co do teorii, byłem ostatnio zaproszony na spotkanie biznesowe.
Spotkanie trwało około czterech godzin, zamiast spodziewanych dwóch,
podczas, którego zostałem zarzucony informacjami co to za biznes,
że nic nie można stracić, że trzeba się w niego zaangażować,
że warto sprzedać swoje mieszkanie, aby biznes nabrał rumieńców
pod wpływem świeżej gotówki itp.

Po owych czterech godzinach wykładu będącego mieszanką
reklamy, chwytów psychologicznych typu "i Ty musisz do nas dołączyć",
dowcipu sytuacyjnego spod znaku Benny Hilla oraz pytań
egzystencjalnych typu "czy jesteś wolny finansowo" miałem w głowie
informacyjny budyń,moja wątroba zamieniła się z trzustką miejscami,
a szare komórki i neurony bez ładu biegały po całym obszarze pnia
mózgowego, wpadając na siebie nawzajem.

Ale wiecie, co?
Dobrze jest spotkać ludzi, którzy nie narzekają na wszystko dookoła,
tylko biorą sprawy w swoje ręce.
Podobnie jak nasi paraolimpijczycy, którzy przywieźli o wiele więcej
medali niż nasi "normalni" zawodnicy.
Cóż, rodzi się pytanie: kto jest bardziej sprawny fizycznie?

Chyba ten kto przywozi więcej medali z zawodów, prawda?
Jak to, na litość boską, można nie mieć ręki, nogi,
a mimo to zdobyć medal w skoku w dal czy w turnieju pingponga?
Można, jak widać, co rodzi w mej głowie przypuszczenie, że za ileś
lat nie będzie podziału na "para" i "zwykłą" olimpiadę.
Po prostu będą zawody i każdy z nich, bez względu na kalectwo czy
sprawność,będzie brał w nich udział.

Co do tematu sprawności, ostatnio dowiedziałem się, że znajoma osoba,
zamierza brać jazdy doszkalające na uwaga...Kia Ceed? Fordzie Mondeo?
Fiacie Bravo, Alfie 159?
Nie...ma to być Skoda Fabia, czyli najbardziej żałosny taczkowóz,
jaki wyszedł spod ręku ludzkiej, mimo,że robi ją Volkswagen.
Obecnie egzaminy na prawo jazdy są właśnie na tym czymś,
ale czy warto wsiadać do czegoś co przypomina
wywrócony dźwig i ma kształty puszki po sardynkach,
na której usiadł Ryszard Kalisz?
Poza tym siedząc w Fabii wyglądacie jak ktoś, komu zaraz ukradną
portfel,albo jak ktoś kto w sklepie myli płyn do naczyń,
z płynem do płukania tkanin!

I tym optymistycznym akcentem kończę swój przydługi wywód.

czwartek, 6 września 2012

Włochy już się szykują na Boże Narodzenie !


Pierwszy września minął niepostrzeżenie.
Zmęczone wakacjami tzn. piciem piwa, paleniem
trawki lub zaskoczone niespodziewaną ciążą dzieci,
poszły do szkoły, aby tam zaczerpnąć wiedzy z podręczników,
które z tego co obserwuję są zmieniane przez korpus
pedagogiczny co dwa dni i są inne, nawet w podstawówkach
leżących od siebie o rzut kanapką.
Chaos w sferze podręczników jest obecnie równy temu,
który był na polu grunwaldzkim, gdy Jagiełło krzyknął
"idźcie na pomoc Mazowszu".
Oczywiście, Emil Karewicz miał na myśli nie zespół
pieśni i tańca, ale region Polski.
Kiedy ja chodziłem do podstawówki podręczniki były te same
dla wszystkich, nie było szkół prywatnych i w każdym kibelku,
można było oberwać za brak kooperacji na sprawdzianie z matmy.

Jak zwykle we wrześniu, wspomniano też o tragedii II wojny,
wyliczono i przypomniano liczbę ofiar
dwóch kretynów, jednego z wąsikiem, a drugiego z wąsem,
złożono kwiaty pod pomnikami, prezydent przemówił i po imprezie.

O wiele bardziej smutne są dwie rzeczy.

Po pierwsze w rocznicę sierpnia '80 jak zwykle,
pod Stocznią byli działacze, prezydenci i dysydenci
składają kwiaty osobno, ponieważ ileś lat temu,
niczym grupka przedszkolaków, pokłócili się o stołki,
posadki, służbowe sekretarki i gabinety.
Również ich pomysły na państwo polskie różniły się tak
bardzo niczym wizja czystości w narzeczeństwie
pomiędzy Episkopatem a właścicielem klubu go-go.

Skutkiem tego powstało ileś partyjek, partii,
kół poselskich,grup wzajemnej adoracji,
że straciliśmy wyczucie, kto z kim, za ile,
oraz czemu na tylnej kanapie samochodu.

Na litość boską, po 89 roku, polska lewica,
aż do schizmy Napieralskiego, trzymała się
niczym monolit,razem, bez rys, pęknięć i outsajderów,
udających Robin Hooda.
Ten monolit pękał od środka, zgoda ale do mediów
zawsze lewica była jak małżeństwo konkordatowe - jednością.
Zmieniały się tylko twarze, jednak zawsze to był,
albo tow. Oleksy, tow. Miller lub porucznik Borewicz
lub El Comandante Wunderlich.

Drugą smutną rzeczą jest sprawa Agory i "Gazety".
Nie ma dnia, aby tuba Adama, ( ale nie Mickiewicza )
nie trąbiła o tym co polactwo lubi rzekomo czytać,
czyli o księżach pedofilach.
Według GW bowiem, czają się oni w każdej parafii
w liczbie dwunastu, nie wspominając o chciwych
na mamonę zakonnikach.
Bynajmniej, udowodniony przypadek sięgania chłopcom
czy dziewczynkom za majtki w czasie lekcji religii
lub w czasie herbatki na plebanii,
powinien być napiętnowany, upubliczniony i sfinalizowany
aktem oskarżenia,plus odpowiedni wpis na fejsbuchu i twitterze,
natomiast jakoś mi trudno wierzyć, że w każdej
polskiej parafii,przypadki dzieciofilstwa,
mnożą się co tydzień.
Oj, polactwo i drobnomieszczaństwo wyłazi z
kochanej "Gazetki", a jeśli dodamy do tego paniczny lęk,
Naczelnego przed Kościołem, który kiedyś chronił jego tyłek,
to jasne się staje czemu homo homini lupus est.

Dlatego zupełnie idiotyczny jest dla mnie billboard,
reklamujący "Gazetkę" z olbrzymią i widoczną z pięciu
kilometrów deklaracją dziennikarki, tam pracującej p.t.
"Wierzę w solidarność społeczną"

Deklaracja ta jest tak niepoważna, jak obietnice klauna
w cyrku, że chce założyć od jutra własny bank.
W przypadku "Wyborowej" zestawienie haseł "solidarność społeczna"
z rozdętymi niczym balon i histerycznymi artykułami na temat
księży, środowisk katolickich,prawicy czy kwestii invitro,
lub homoseksizmu ma się tak do siebie,jak młode lwy i młode
cielaki, które wg. wizji biblijnych, kiedyś będą razem
się pasły, biegały i zapanuje ogólny lennonowski peace n' love.
Na razie jedno drugiego zjada i wojna pokarmowa
trwa - do licha !

Tak naprawdę nie ma w moim osiedlowym kiosku gazety środka,
wyważonej,spokojnej ale ze szczyptą etosu i etyki.
Kiedyś takie cechy miała Liczyrzepa a obecnie?
"MyślęRze" próbuje się zbliżyć do ideału, chociaż nie zawsze
to jej wychodzi. "Ozon" wychodził krótko po to,
by skonać tragiczną śmiercią z powodu braku dopływu
świeżej gotówki.

"Oldweek" kiedyś był zajmujący, teraz większość ich stron,
zajmują artykuły o lotach na Marsa w kalesonach,
metodach odsysania tłuszczu z ud gospodyń domowych,
nic nie robiących a oglądających tylko
"Modę na sukces", klonowaniu szyszek chmielowych,
lub o kulisach politycznych gier między PO a PIS-em.

Obecnie zaglądam tylko lub tylko i raczej na pewno,
na przedostatnią stronę, aby przeczytać cotygodniowy
zapistnik myślowy T. Jastruna.
Reszta - jest albo nudna albo zawiera rzeczy, które są,
wybaczcie - mało odkrywcze.
"Oldweek" jest natomiast idealny do długiej podróży
pociągiem gdy akurat w Waszym przedziale siedzi gadatliwy
grubas albo siedzicie sami.
"Wprost" nie czytam już od lat paru, bo jest mieszanką
"Przekroju", "Oldweeka" i "Liczyrzepy".

Zmieniając temat, idzie ku jesieni, jeśli nie ku zimie.
Urząd Gminy Włochy nad swym tympanonem zawiesił światełka
choinkowe, a daję słowo- tydzień temu ich nie było.

Idąc tym tropem w grudniu, będę wypatrywał czekoladowych zająców,
które (mam nadzieję) na tyle nisko będą zwisać nad urzędowym wejściem,
że sobie jednego oberwę na własny, obywatelski użytek.







piątek, 31 sierpnia 2012

Czy 0, 00000000001 promila to dużo?


Wspominałem ostatnio, że wraz z bliskimi odwiedziłem
niedawno czerwono- biały międzyplanetarny spodek kosmiczny,
który nosi nazwę Stadionu Narodowego.

Przed wejściem zrewidowano nas dokładnie, żądając okazania
biletu, który swym wyglądem i grafiką przypominał wejściówkę
do piekielnych czeluści na urodziny Lucyfera.

Ponadto zabroniono nam wnoszenia wody, jedzenia, noży kuchennych,
oraz czegokolwiek co można by wepchnąć w tyłek lub pod żebro
osoby idącej przed Wami.
Ogołoceni z jadła i wody, przekroczyliśmy bramy Stadionu


Wokół nas kłębił się tłum, który pędził na murawę stadionu,
gdzie strażacy rozłożyli się ze swym obozem.

Co tam było - zapytacie?
Raczej zapytajcie czego tam nie było?
Wozy strażackie, piły do przecinania metalu, drewna i tępych polityków,
wciągarki i wyciągarki dla zielonych topielców oraz wszelkiego
rodzaju drabiny, drabinki, siekiery i tasaki.
Oczywiście powodzeniem u dzieci cieszyła się olbrzymia poducha,
na której bez obaw mógłby się zdrzemnąć King-Kong,
a na którą można było skakać z wysokości trzeciego piętra.

Wszędobylskie maluchy właziły również do samochodów strażackich,
odkręcały radośnie zawory z pianą gaśniczą,
nie wspominając o próbach zagłaskania na śmierć owczarka
niemieckiego, który był przewidziany w pokazie jako pies
tropiąco-wyciągająco-reanimujący ewentualne ofiary pożaru,
podpalenia czy zatrucia amfetaminą na imprezie.

Kulminacją pokazu było dynamiczne ziuuuuuuuuuuu, jakie nam
zafundowała grupa spajdermenów, którzy uwieszeni na linach
pod dachem stadionu,śmiało przekroczyli barierę dźwięku,
czym wzbudzili aplauz widowni.

Wskutek pędu powietrza jakie wygenerowali, paru ważniakom
ze Straży rozwiązały się krawaty, że o innych damskich suwaczkach
na widowni nie wspomnę.

Wszyscy zadawali sobie pytanie:
gdzie jest naczelny i szybko-gładko mówiący pierwszy strażak
naszej RP ?
Niestety, nawet oczy uzbrojone w lornetkę nigdzie,
nie mogły go dostrzec.

Potem zagrał zespół Horyzont, który nawet wzbudził moje
zainteresowanie swym gitarowym zgiełkiem, zza którego
przebijał się niczym motyl z kokonu głos wokalisty.
Taka mieszanka Oasis, podlana sosem Pearl Jam i Radiohead.

Potem grał jakiś zespół, którego wokalistka mało śpiewała,
za to dużo kręciła pośladkami spowitymi w obcisłe i świecące
legginsy,czym powodowała ożywienie wśród gimnazjalistów pod sceną.

Nie pamiętam nazwy tej formacji, Red Tea albo Green Cafe, jakoś tak...
Na szczęście potem wyszła na scenę Budka Suflera i tym samym,
poziom doznań artystycznych wrócił na dobry, europejski poziom.

Potem widzieliśmy jak paru strażaków wprawiło się w stan nieważkości,
epatując dookoła płomiennymi przemówieniami typu:
"a pamitsz Zbychu, jak żśmy k...a wtedy asili ten zbinik na rpę"
i bynajmniej nie chodziło ropę z palca Zbycha lecz płonący
silos z ropą naftową, który Zbychu i kumple gasili dwa dni
(jak się okazało pod koniec opowieści).
Potem impreza dobiegała końca i trzeba było opuścić murawiasty
przybytek.

Pamiętam jak zimą na przełomie 2005/2006 roku, zawaliła się
hala targowa w Katowicach, pod ciężarem nie sprzątanego śniegu.
Zginęło iluś hodowców gołębi, bo tam było akurat ich spotkanie.

W mrozie sięgającym minus 20 stopni ekipy strażaków cięły
blaszanego potwora, który pogrzebał tłumy ludzi.
Była to walka z czasem, którą wygrano.

Można siedzieć przy kominku z filiżanką espresso,
z nogami zawiniętymi w pled i narzekać na złą pracę policji,
straży miejskiej czy strażaków.

Ale wiecie co ?
Założę się, że większość z tych "narzekaczy", tzn. prawdopodobnie
łysiejących i nadwagowych facetów, którzy pomstują na te służby,
nie wytrzymałaby nawet tygodnia w mundurze.
Stając przed koniecznością nocnego patrolu na Ząbkowskiej,
rewidowania toreb Wietnamczyków z podróbkami perfum lub będąc
zmuszonym do wykopania drzwi płonącego domu w którym dziecko
zostało pod łóżkiem, prawdopodobnie narobiliby w gatki
i to już przed rozpoczęciem akcji.

Wracając do stadionu - moja wizyta tam, uświadomiła mi,
że mamy fajny stadion,nowoczesny i póki co trzeba z niego
korzystać na 100 % ile się da.

I tak naprawdę - słuchajcie teraz uważnie oszołomy z obydwu
stron sejmowych ławek - nie jest ważne za czyich rządów powstał.
Na litość boską, jest ważne, że mamy stadion w swej sputnikowo -kosmicznej okazałości.

Ale, żeby nie było tak super to ...odradzam kupowanie jedzenia
w stadionowych przybytkach, bo ceny za garść frytek lub
kubeczek piwa o pojemności 0,00000000001 promila są na tyle astronomiczne,
że odstraszą nawet tych, którzy uniknęli wątpliwej jazdy finansowej
z Ameba Gold, lub podjechali pod Stadion nowym Audi 6.

Co do promili - niedawno zaobserwowałem ślady nocnych wyścigów
na jednej z warszawskich ulic.
Pochylony w agonii słup wprawdzie się nie przewrócił,
ale był blisko swego komunikacyjnego upadku.


Raczej nie przewróciły go baraszkujące niemowlęta lub
babcia z reumatyzmem wracająca z bazarku czy nawet
pijany sędzia bez immunitetu.
Poza tym ktoś zostawił pod nim masywny zderzak, wart
na Allegro około trzystu złotych.
Więc jeśli wsiadacie nawet po piwku za kółko, nie dziwcie się,
że reakcja organizmu jest spóźniona a Wasz refleks
jest na poziomie 90 latka obudzonego w środku nocy,
po imprezie zaprawionej prochami.

Ponadto poziom Waszej odpowiedzialności za siebie,
samochód i współpasażerów w takiej sytuacji wynosi
minus 50 i każdego z Was nazwę wtedy imbecylem i durniem.

No chyba, że prowadzicie sami Hyundaia Pony, który jest tak
beznadziejny,że można go od razu zepchnąć do morza lub
dosiadacie Kia Rio - to faktycznie, na trzeźwo tych samochodów
prowadzić się nie da !

Na koniec konkurs - zgadnijcie, kto jest -
kobieta czy mężczyzna, właścicielem/właścicielką
tego zalotnorzęsowego Nissana ?

wtorek, 28 sierpnia 2012

McGyver na Prezydenta !


Przeczytałem niedawno,
że Richard Dean Anderson, niezapomniany McGyver,
powraca na ekrany i będzie to remake tego kultowego serialu.
Z wypiekami na twarzy oglądałem wszystkie odcinki w czasie których,
nasz bohater konstruował wyrzutnie rakietowe z ołówka,
gotował herbatę w czajniku na uran, i wiedział jak stary fotel
przerobić na kombajn rolniczy.

Sam aktor, dziś - z przyprószoną siwizną, był symbolem tego,
że warto niekiedy włączać szare komórki,
które wypełnione wiedzą z fizyki, chemii i biologii,
mogą uratować z opresji.

Ostatnio pajęczynę www obiegły koszmarne zdjęcia matki Rambo,
która mimo swych blisko 90 lat,
nadal jest fanką operacji plastycznych.
Wiem, że w obecnych czasach zestawienie słów
"widziałam na żywo Churchila" i "chyba powiększę sobie usta",
pasuje do siebie jak obecność Stonesów na pogrzebie Bieruta.

Wiem, że wygląd dla kobiety jest czymś absolutnie ważnym,
czego dowodem są liczne tabuny Pań po siedemdziesiątce,
które latem licznie oblegają Królikarnię, Łazienki lub Powsin.

Zwykle występują stadnie, po 3-4 sztuki, a ich cecha
charakterystyczna to ubiór żywcem wzięty z filmu
"Przeminęło z wiatrem", staranna fryzura,
mimo upału - rękawiczki i parasolka i obowiązkowa czerwona
szminka w stylu Blood Mary.

Oczywiście prawdziwą przyjemnością jest posłuchać dialektu,
jakim się posługują, a który obfituje w zwroty typu:

"Czy sądzisz moja droga, że...",

"za moich czasów to...",

"nie byliśmy w operze z powodu migreny
mojej i mego pieska".

Więc na litość boską,
ustępujcie takim Paniom miejsca w autobusie,
przepuszczajcie je w drzwiach i chłońcie ich piękną mowę,
bo są coraz starsze !
Za jakiś czas ich nie będzie i Wasze dzieci będą musiały
albo oglądać przedwojenne filmy na YouTube albo przeglądać
stare albumy ze zdjęciami, żeby nieco odetchnąć
tamtymi czasami.

Na dzień dzisiejszy trudno bowiem znaleźć
w społeczeństwie godnych nauczycieli obyczajów,
kultury i tradycji.
Nie są nimi przecież, ( choć próbują nimi być ) naczelny "GW",
ani czerwonooprawkowy okulistycznie i mentalnie Jurek O,
ani tym bardziej nim nie jest o. Dyrektor wiadomej
rozgłośni.

Ten ostatni ostatnio ukuł krzepkie hasło:
"Wolę być moherem niż frajerem".
A co z tymi, którzy nie chcą być ani tym ani tamtym?
Gdybym miał wybierać: moher czy frajer to może faktycznie
lepiej zostać moherem, ale w przypadku wyboru pomiędzy:
moher czy inteligent - odpowiedź jest oczywista...

Antagonizowanie i dzielenie ludzi na "naszych" i "frajerów" -
bliżej nie określając co by to znaczyło, z pewnością nie buduje
tylko dzieli, ale na temat zalet i wad rozgłośni o. Dyrektora,
sporo już wcześniej napisałem.

Podobnie w przypadku dziewcząt z buntowniczego zespołu
"Pussy Riot", które w orgiastycznych tańcu wykonywanym w cerkwi,
oburzyły część prawosławnego betonu.

Nie jestem zwolennikiem zalotnych tańców godowych wykonywanych
w świątyniach, natomiast reżim Putina okazał się dla
tych dziewcząt jak zwykle - bezlitosny skazując je na
ileś lat łagru.

Tak, dla tych co nie pamiętają lub drzemali na lekcjach
historii -łagier to hardkorowa wersja letniego obozu
harcerskiego.
Wszystko tam dzieje się naprawdę a szanse, że go
przeżyjecie i nie wpadniecie w obłęd - są bliskie zeru.
Z tego co wiem, to jedna z tych dziewcząt czmychnęła
nawet za granicę.

Dziś zdjęć nie będzie.
Będą w następnym wejściu antenowym tzn. blogowym.
Niedawno byłem wraz z małżonką i znajomymi na Stadionie Narodowym,
gdzie Straż Przeciwpoparzeniowo Pożarna świętowała.
Było festyniarsko, grała Budka Suflera,
ale o tym wszystkim - w następnym wpisie.

piątek, 17 sierpnia 2012

Ameba gold - żyje w morzu i miewa się dobrze !


Nie wiem co powiedzieć ze wzruszenia...
Polskie społeczeństwo namiętnie grywa
w badmintona,
pingponga,
piłkę nożną,
tenis,
koszykówkę i szachy.
Emocje, rozpalone twarze, okrzyki - zupełnie jak w starożytnej Grecji,
podczas olimpiady.
Zapomniałem dodać - wszystko to są gry komputerowe, które
wg. statystyk Empiku i innych wirtualnych sklepów,
są kupowane w ilości co minutę - dziesięć egzemplarzy.

Wskutek tego rośnie nam pokolenie wirtualnych olimpijczyków,
którzy potrafią jedynie kliknięciem myszki wsadzić piłkę do kosza
lub posłać ją do krzemowej bramki.
Natomiast drugim ruchem kciuka wsadzają sobie do ust
kolejnego rzekomo-niskokalorycznego-batonika, który zatyka ich tętnice.
Chwilę potem ich poziom cukru osiąga niziny, umierają i państwo
ich grzebie w błotnistym sarkofagu w trumnie z logiem ZUS.

Co dzień mijam boisko do koszykówki i piłki nożnej.
Spotkać na nim grupkę graczy byłoby cudem podobnym do tego,
by spotkać paru praktykujących chrześcijan w pobliżu meczetu,
albo posiadacza Volvo XC60, który byłby niezadowolony z zakupu.

No, może w lato ktoś tam jest, ale zwykle około 19:00,
kiedy na TVN lecą wiadomości - najbardziej zaangażowany
politycznie dziennik tv jaki obecnie znam i broniący
do upadłego i do pierwszej krwi swej ulubionej partii.
Chyba, że pada akurat - wtedy nie ma tam nikogo.

Oczywiście co chwilę, co weekend, co miesiąc rusza cała chmara
zapaleńców, która na rowerach, w basenach, na siłowniach czy
w gęstych lasach wykuwa swoją cielesną rzeźbę i przy okazji
podnosi wątłe tętno ogólnonarodowego ducha sportu.
Ów duch bowiem od iluś lat jest w głębokiej agonii, z której
niekiedy wyrywa go kroplówka informacji typu "nasi strzelili
bramkę", "Isia wygrała mecz", "Małysz znowu triumfuje"
lub "as serwisowy Kurka był miażdżący".

W czasach mego dzieciństwa komputery miały
objętość przedpokoju i wtedy powiedzieć rodzicom
"idę do kolegi na komputer" było i powodem do dumy,
że ma się takiego kolegę i również stanem faktycznym,
ponieważ jak wspomniałem, ówczesne komputery swymi rozmiarami
pozwalały na nich siadać, że o gigantycznym poborze prądu na
poziomie huty aluminium nie wspomnę.
Rzadko kto miał Atari lub Commodora, że o ZX Spectrum nie wspomnę.

Dlatego, sport ten prawdziwy, spontaniczny rozkwitał na boiskach,
placach czy podwórkach.Nawet przerwa międzylekcyjna była
świetnym pretekstem, aby rozegrać szybki mecz za pomocą piłki
tenisowej na korytarzu, bez względu na opinię nauczycieli
lub późniejszą kondycję szkolnych szyb korytarzowych.

Dziś - przerwa służy młodym-gniewnym-długogrzywkowym, by wciągnąć
kolejną kreskę przed klasówką, przejrzeć facebooka lub podglądać
koleżanki w kibelku, kręcąc przy tym filmik telefonem,
który swą premierę będzie miał za minut trzy na YouTube.

Z satysfakcją moje uszy odnotowały brak wstrząsów
sejsmiczno - politycznych w czasie obchodów święta
Wojska Polskiego 15 sierpnia.

Czy ktoś tu wyciągnął wnioski z 1 sierpnia?
Zobaczymy, za to solidne gwizdy i tęgie kopniaki należą się tym,
którzy za astronomiczne kwoty, niekiedy dorobku całego życia
kupili sobie...marzenia.

Na litość boską, jeśli firma, która ma dla Was zarabiać pieniądze,
nie jest bankiem, za to bank udaje, nie odprowadza składek do
Bankowego Funduszu Gwarancyjnego a każdy z członków Szacownej
Komisji Nadzoru Finansowego na dźwięk nazwy Ameba Gold,
krzywi facjatę niczym po zjedzeniu cytryny,
to coś jest na rzeczy, prawda?
Afera trefnej zarabialni gotówki sięgnęła nawet sfer rządowych,
ale szkoda mi czasu na roztrząsanie co powiedział Premier
swemu synowi a czego nie powiedział bo...nie wiedział...itp.

Natomiast o wiele gorzej dzieje się na budowie II nitki metra,
które zostało zlane biblijnym potopem, wskutek czego ilość
możliwych objazdów sięga szesnastu, natomiast ilość przekleństw
na minutę produkowanych przez sfrustrowanych kierowców sięga
100 silnia do potęgi entej razy tysiąc.

Jak zwykle, pismaki lub - to elegantsza nazwa - dziennikarze,
ślą w eter,internet i przestrzeń publiczną gromkie
pytania w stylu "czy metro zostanie ukończone na czas",
"woda niszczy metro", "czyj kask wyłowiono z szybu metra"
i tym podobne bzdury.

Więc teraz posłuchajcie uważnie:
- jeśli budujecie coś z klocków lego ze swoimi dzieciakami,
to jedynym niebezpieczeństwem na jakie narażona jest taka budowa,
jest to, że nagle kichniecie, Wasz pies potrąci to dzieło
lub przyjdzie sąsiad i na tym nieopatrznie usiądzie,
swoim tłustym tyłkiem piwosza i fana golonki.

Natomiast wszystko co jest budowane na tzw. świeżym powietrzu
jest narażone na deszcz, zalanie, pioruny, wiatr i śnieg
lub wymądrzanie się nie-budowniczych i nie-inżynierów,takich
jak ja na przykład.

I takie ryzyko zawsze trzeba brać pod uwagę, proste?

To nasuwa mi na myśl, że nigdzie, ale to absolutnie
nigdzie człowiek,nie może się spodziewać kiedy zostanie
napadnięty przez...namolną reklamę.

Będąc na południu naszego pięknego kraju, chcieliśmy z żoną
skorzystać z prywatnego busa.
Wprawdzie ów bus pamiętał rok mych narodzin, sądząc po rdzy,
ale za to kołpaki na busie...bezpretensjonalnie reklamowały markę piwa.

Czy było to przypadkowe?
Tam myśl mnie dręczy po dziś dzień, podobnie jak niezwykłe
urządzenie, które zaobserwowałem w Krakowie...


Polega ono na tym, że siadacie, tzn. najpierw płacicie jakąś astronomiczną
sumę do obecnej tam pisuardessy, robicie swoje i wciskacie guzik,
który wprawdzie nie robi Wam dobrze jako bidet lecz...przesuwa
automatycznie folię, na której gnietliście pośladki.

Ma to wg. informacji kibelek utrzymywać w czystości, gród Kraka
w równowadze finansowej ( Unia dała na to środki ) a Was w błogim
szczęściu, że po takim szybkim randez-vouz nie złapiecie
świerzbu, tasiemca lub innych pełzających atrakcji.
I znowu dręczące pytania: czy rzeczywiście folia jest jednorazowa?
Czy się faktycznie przesuwa?

A może jest to krąg lub okrąg kłamstwa i faktycznie ktoś tym kręci?
To by oznaczało, że jest to hmmm....folia wielokrotnego użytku.
Jeśli nawet tak jest to z uwagi na to, że sam z niej korzystałem
i do tej pory żyję i nic mi nie wyskoczyło "tam" ani nie wskoczyło
we mnie, trzeba...żyć dalej.

Ewentualnie radzę zamawiać książki czy płyty przez internet z prośbą
o ich przysyłanie w kopercie, która ma folię z bąbelkami.
Może taka folia się kiedyś przyda, dlatego warto ją
wozić ze sobą w plecaku...




wtorek, 7 sierpnia 2012

Międzypolacy, kupcie sobie działkę na Księżycu !


Ten tydzień minął tak szybko, niczym expres do Katowic, że
swą prędkością przytłoczył mnie niczym stukilowy grubas,
który Wam depcze po nogach gdy w kinie się gramoli w kierunku swego fotelika.
Najpierw cały dzień spędziłem na planie serialu "Przyjaciółki",
który będzie emitowany od września.
Moja mała rólka nie wpłynie znacząco na oglądalność/nieoglądalność
tego dzieła, natomiast uświadomiłem sobie parę rzeczy.
Po pierwsze - nasze gwiazdy filmowe biorące udział w tym serialu nie są zbyt bufoniaste, pompatyczniaste i wypchane pychą.
W przerwach między ujęciami można było zagadać, zażartować czy
zapytać o aktualny stan konta po tym serialu.

Ale na serio - nie wiem jak się sprawa ma w przypadku Jacka Nicholsona,
Roberta de Niro czy Mela Gibsona, ale ci aktorzy, których spotkałem
we wtorek są...normalni.
Oczywiście, świadomość, że zagrało się z nimi w jakiejś scence,
jako tło dla ich Wysokości onieśmiela ale jest nader miłym wspomnieniem.

Po drugie - praca na planie nie jest lekka, łatwa czy przyjemna.
Oczywiście, jeśli się nazywasz Michał Żebrowski i za każdy dzień planu
kasujesz fajną sumkę, wtedy humor Ci dopisuje.
Natomiast nieustanne powtarzanie scen, robienie każdej z nich
w trzech czy czterech dublach i ta wewnętrzna świeżość,
którą trzeba w sobie odnaleźć mimo setnej powtórki, powoduje zmęczenie
psychiczne i fizyczne.

Ponadto po każdej scenie podchodzą do was wizażyści, mejkapowcy
lub raczej mejkapówki i wpatrują się w Wasze oblicze szukając
z trwogą, czy przypadkiem od ostatniej sceny nie wyskoczył Wam
na fejsie pryszcz objętości pizzy, a który absolutnie w następnej
scenie zagrać nie może i basta !

Ponadto od nowa nakładają Wam kolejny kilogram pudru i podkładu
na oblicze, aby i ono było wolne od śladu błyszczenia
czy księżycowej poświaty.

Ale miałem napisać zupełnie o czym innym...

Zawsze 1 sierpnia w mojej rodzinie był wspominany jako ten dzień,
który moim dziadkom ciężkie czasy w okupowanej Warszawie zmienił
na jeszcze cięższe czasy, kiedy domy się waliły, nie było
nic do jedzenia a w nocy łuna płonących budynków była tak jasna,
że latarki były zbędne.
Jest dla mnie oczywiste, że tego dnia o 17:00 ruch zamiera
a cały pędzący tłum na chwilę przystaje...

Dlatego są dla mnie totalnym nieporozumieniem wrzaski,
buczenia czy inne odgłosy z pogranicza znudzonych hipopotamów czy
spółkujących ze sobą szympansów, które miały miejsce podczas
chwil zadumy tegoż dnia.

Dziwne, że dzień później w szklanym okienku mówił przedstawiciel
Międzypolaków, tak jakby mieli oni cokolwiek wspólnego z tym wszystkim...
Jednak w czasie uroczystości pojawił się głos rozsądku czyli
wiekowy i prawie stuletni generał, który drżącym głosem
zaapelował do spadkobierców brunatnych koszul,
co by takich chwil nie zaśmiecali politycznym buczeniem,
sapaniem, stękaniem i Bóg wie czym jeszcze.

Buczenie gromady szympansów ucichło, lecz tylko na chwilę.
Niesmak jednak pozostał, podobny do tego gdy niechcący lub
chcący połkniecie kostkę do wc - mdli od środka, po prostu.
Jestem gorącym zwolennikiem politycznych debat, zjazdów partyjnych,
konferencji w TV, podczas których głowy dymią, poziom adrenaliny
osiąga apogeum a ręce pocą się z bezsilności wobec riposty
Waszego adwersarza.

Ale zakłócanie takich rocznic jak wybuch Powstania Warszawskiego,
poprzez manifestowanie niechęci do aktualnej władzy,
nieważne czy jest ona z prawa, lewa czy z centrum,
jest dla mnie totalnym niezrozumieniem chwili.

Mam nadzieję, że buczącym tak bardzo się to spodobało,
że gdy wybiorą się na pogrzeb swej nielubianej ciotki,
lub stryjka, który przepuścił w kasynie rodzinną fortunę,
też będą gromko buczeć, gwizdać i krzyczeć, gdy stryjek w tle pieśni
"Anielski orszak powiedzie Cię" będzie schodzić fizycznie z tego padołu.

Takie zachowanie jest równie głupie co noszenie portfela w tylnej kieszeni,
co zauważyłem u pewnego faceta schodząc do metra.

W przypadku straty pieniędzy, można przecież je odzyskać.
Natomiast w przypadku Międzypolaków strata jest bardziej bolesna -
- zanik szarych komórek w przypadku mylnie pojmowanego patriotyzmu jest
dziedziczony genetycznie i będzie szedł w dalsze pokolenia,
co rodzi nieśmiały postulat o przymusowej sterylizacji w szeregach
spadkobierców brunatnych koszul.
A przymusowe wysiedlenie na Księżyc też brzmi niegłupio !
W końcu działki na srebrnym globie nie są drogie..



czwartek, 26 lipca 2012

Zostawcie babcie czytające "Fart" w spokoju !


Ostatnio zdałem sobie sprawę, że niesłychanie trudno jest
wybrać idealny samochód, którym chcielibyście jeździć.
Cena, przyspieszenie, zawieszenie,ilość paliwa na 100
przejechanych kilometrów, lub kwestia ile dzieci można
w nim pomieścić plus pies i dwa rowery oraz to czy
jadąc nim do znajomych na piknik usłyszycie ciche
"wow" albo głośne "bleee" -to wszystko powoduje, że wybór jest trudny.
Oczywiście jeśli nie macie w planach zakupu trzydziestoletniego
Malucha lub Poloneza albo Zastawy, wybór się zawęża.
To prowadzi mnie do ostatniej soboty, kiedy miałem okazję
znaleźć się w "Szkole Bezpiecznej Jazdy Renault"

Zestawienie słów "bezpieczna" i "Renault" nie wróżyło nic dobrego.
Spodziewałem się, że będę poddany crash testom przy
prędkości 5 km/h albo wchodzeniu w zakręt z górki,
z wiatrem i przy włączeniu opcji turbo.
Moje ogólne wrażenia z tego szkolenia są...no dobrze: neutralno - pozytywne.
Po paru wykładach teoretycznych, mogliśmy wreszcie przejść do praktyki.

Flota Meganek czekała na kursantów w pełnej gotowości bojowej
niczym w Dywizjonie 303.
Na początek czasówka po torze, na którym były liczne atrakcje
w postaci pachołków, śliskich zakrętów polanych wodą i keczupem oraz pozorantów, którzy udawali zapracowanych posłów SLD przy biurku,a których, niestety trzeba było zgrabnie ominąć.

Potem przyszedł czas na kontrolowane hamowanie, kontrowanie przy poślizgu,
jazdę z alkogoglami, które stwarzają Wam obraz, taki jaki macie po pięciu
wypitych szybko drinkach.
Kulminacją była jazda Meganką, która zamiast tylnych kół ma tzw. trojler czyli kółeczka wzięte prosto z wózka sklepowego z Biedronki.
Rzekomo wtedy opanowanie driftingu ma być zagwarantowane.
Potem Renault zawiózł całą ekipę kursantów na obiad w czasie którego,
kotlet na talerzu był tak mały, że szukałem go blisko pół godziny,
a kelnerzy, biorąc pod uwagę pochodzenie firmy cały czas mówili do
nas "Łi".
Potem był wykład o tym, że warto zapinać pasy,
słuchać jazzu a nie metalu podczas jazdy i znowu
czasówka na torze.

Wiem, że warunki laboratoryjne na lotnisku to nie to samo
co bitwa na Marszałkowskiej o pierwsze miejsce na światłach.
Wiem, że Renault to dobre i przemyślane samochody.
W czym problem, zapytacie?
Jak zwykle - diabeł tkwi w szczegółach.
Megane, którym jeździłem jest jak poczciwy i oddany
działacz partyjny - chodzi na zebrania, klaszcze gdy prezes ogłasza
nową tyradę polityczną, organizuje wiece, flagi i wynajem sali.
Ale jest po prostu...nudny.
Kim innym jest działacz partyjny a kim innym ktoś z pokroju Williama Wallace'a, który nie liże nikomu tyłka lecz krzyczy "Freedom", prawda?
Nie oczekuję od RM, że będzie robić setkę w 3 sekundy.
Natomiast jego zawieszenie przypomina jazdę na taczce do której
wrzuciliście swój dobytek plus zabytkowe gdańskie
meble dziadka.
Jest twarde niczym deska do prasowania, choć dobrze wyprofilowane
fotele doskonale rekompensują ten ból.

Natomiast zakręty Meganka bierze z gracją antylopy i dynamiką orła,
choć tyłem nieco rzuca, zupełnie jakby w bagażniku
drzemał stukilogramowy i głodny baribal.
Tylne koła rozpaczliwie szukają przyczepności, komputer pokładowy
poci się bo nie wie co robić i...wypadacie z toru.

Jak dla mnie, zupełnie niezrozumiałe są biegi ze swoim niesamowitym i cholernie krótkim przełożeniem, które zmuszają Was do jazdy na zasadzie dwójka+100 metrów = trójka+50 metrów=czwórka i tak dalej.
Ciężko się tym samochodem rozpędzić, do prędkości,która
każdemu kierowcy daje uśmiech zadowolenia, niczym po
strzeleniu bramki dla piłkarza.
Czy bym kupił taką Megankę?

Jeśli na drugi dzień musiałbym się wygodnie i nie za szybko
przemieścić do Toskanii, to tak, bo jak pisałem fotele
rekompensują zawieszenie, które jest prawdopodobnie
wykonane z betonu.

Natomiast mając do wydania sześćdziesiąt ileś tysięcy
na wersję "Dynamique" - bo taką cenę podaje producent Rheno Meghane
wolałbym sto razy bardziej kupić sobie Volvo XC 90 2.4 D5 185KM
z 2007 roku, które zostało wycenione na 61 tys zł.

A, jeszcze jedno, wracając do domu z tego szkolenia,
w tramwaju trafiłem na starszą Panią, która była tak
bardzo zawstydzona, że czyta gazetę "Fart",
że w całości się tym periodykiem zasłoniła.

Nie dziwię się, tym bardziej, że redaktorzy owego "pisma"
nie mają nigdy pomysłu na sensowny tytuł artykułu,
dlatego muszą epatować budzącymi migotanie przedsionków
nazwami w stylu:
"Matka Madzi żyje na koszt Państwa",
"Pił, bił i zabił",
"Ogrodnik z zemsty wyrwał wszystkie róże",
"Pijany weterynarz wyciął ślepą kiszkę sąsiadowi zamiast cielakowi"
albo "Sekatorem wymierzył teściowej sprawiedliwość"

I tak się tworzy kolejne pokolenie polactwa...


niedziela, 8 lipca 2012

Chyba sobie kupię zamek na wzgórzu


Po ostatnim felietonie, dostałem około stu
mejli od uczestników imprezy o której ostatnio pisałem.
Zarzuca mi się pisanie nieprawdy.

Absolwenci tej potańcówki, twierdzą, że nie było żadnych
nieśmiałości, że po imprezie mają telefony i kalendarze
pełne nowych znajomych,co wymaga zakupu dodatkowych kart SIM,
że zapraszali się do tańca, nikt nie podpierał ściany,
a figury taneczne mogłyby przyprawić o rumieniec
samą Iwonę Szymańską-Pavlovic.
No cóż, mając na uwadze pro publico bono niech i tak będzie.

Fala upałów, która przetoczyła się po Euro,
zupełnie sparaliżowała nasz kraj.
Władze Warszawy wystawiły nam wodne kurtyny, to znak,
że Wasze termometry zwyżkują niczym frank i euro razem wzięte.

Pamiętam jak zimą pisałem, że okrakiem siedzę na kaloryferze,
dziś żałuję, że nie jest to szybkoobrotny klimatyzator,
który powalczy z upałem na sensownych obrotach.

Choć widzę, że po Euro nastał czas wakacji i również politycy,
z pewnym dystansem raczą nas swoimi pomysłami jak zbudować
szczęśliwe społeczeństwo, jak zlikwidować kradzieże i homoseksualistów,
przepraszam, tzn. homoseksualizm i jak dać pracę nierobotnym rodakom.

Natomiast już we wrześniu, ruszy szkoła, żłobki,
przedszkola i cały ten młyn zacznie się kręcić od nowa,
ale czy z tej mąki będzie chleb?
Raczej bułka z zakalcem.

Ostatnio, dostałem zaproszenie od Renault,
abym skorzystał z ich "Szkoły Bezpiecznej Jazdy".
Okazało się, że szkolenie finansuje Zjednoczona Liga Państw Europejskich,
z funduszu 12121/8787/1211XCCC/NBBB/09090909/L9K8J7HY45,
a jedynym wymogiem jest posiadanie prawa jazdy
oraz deklaracja, że:

- nigdy nikogo nie potrąciłem na pasach lub w pasach,
- wiem, że nie można jednocześnie prowadzić i zdejmować butów,
- wiem, że szkolenie nie przewiduje kręcenia "bączków" z ręcznego,
- nie będę próbował dachować testowym egzemplarzem,
- po szkoleniu kupię Renault Thalię za 1/2 ceny...

Szkolenie ma się składać z wykładu, lunchu
(kawior i szampan bez %) i zajęć praktycznych
w tzw. terenie, wykonywanych za pomocą samochodu.
Jak było - napiszę za tydzień.

Zawędrowałem ostatnio na lotnisko na Bemowie.
Widok lądujących i startujących samolotów, avionetek czy śmigłowców,
jest na tyle budujący, ma w sobie tyle nieskrępowanej
przestrzeni i wolności,że stałem blisko godzinę
i jak pięciolatek przy klockach Lego,gapiłem się na ten podniebny balet.

Można było robić zdjęcia, nikt mnie nie przegonił z aparatem,
jedynie na środku pasa startowego widniał złowieszczy napis:
PRZEBYWANIE NA PASIE STARTOWYM MOŻE GROZIĆ ŚMIERCIĄ.
No cóż, Jumbojety tam nie lądują, ale perspektywa
wciągnięcia przez 5000 konny lotniczy silnik jest mało
pocieszna z uwagi na to, że ciężko będzie Was potem
pozbierać z pasa, że o sensownym ułożeniu w trumnie
nie wspomnę...

Co do "pocieszności" - Czołowy komik RP tzn. Kuba W.
i jego partner ( radiowy ) Michał, znów się nie popisali.
Robienie aluzji genitalno - orgiastycznych co do
niewiast orientacji ukraińskiej, wobec wspólnego Euro,
to tak jakby wygrać mecz 3:0 a potem naubliżać
sędziemu głównemu i liniowym.
Niekiedy, nasz Puchatek błyszczy ciętą ripostą,
zgrabną dygresją lub zabójczym eufemizmem połączonym
z cierpką peryfrazą.
Zdarza się to jemu, niestety...rzadko.

Na szczęście - mamy YouTube, dlatego proponuję na upał,
Kabaret Starszych Panów lub Kabaret Moralnego Niepokoju,
gdzie słowo - jest szanowane, dopieszczane i pielęgnowane,
a jego twórcy, niczym Agnieszka Radwańska wiedzą,
gdzie uderzyć delikatnie a kiedy radykalny smecz słowny,
jest puentą skeczu na miarę Mickiewicza.

Na koniec nachodzi mnie myśl, że skoro zawsze w czasie
upałów najchłodniej jest w piwnicy, to może warto by,
kupić sobie jakiś nieużywany zamek np. w Czersku,
gdzie średniowieczny chłód gwarantuje długie życie i dobrą cerę,
dla wina - całkiem znośną temperaturę,
a dla jelit perystaltykę nie najgorszą ?
Ktoś z Was, ma może do sprzedania takie obronne M-4 ?

Co do zagadek - zgadnijcie, gdzie to jest ?
Las i tramwaj w środku miasta?
Czekam na odpowiedzi.











piątek, 29 czerwca 2012

Co się dzieje, gdy leci "Jesteś szalona" Boysów?


Ostatnio wybrałem się z żoną i znajomymi na tzw. imprezę składkową.

Za 30 zł była obietnica jadła, napitku bez procentowego ,
ilości chipsów zdolnej wykarmić armię, oraz didżeja,
który nie pomyli Raya Charlesa z Royem Orbisonem.

Nie napiszę gdzie owa impreza się odbyła, bo zaraz zaprosicie
tam swoich znajomych oraz ich znajomych, którzy mają
po osiem kolczyków w nosie, uchu i mosznie plus
cztery w pępku i zaraz po wejściu na imprezę
wyciągną skręty i przy dźwiękach "Buffalo soldier"
Boba Marleya będą intelektualnie fruwać pod sufitem.

Jak było zapytacie?
Było normalnie, tzn. my i nasi znajomi zachowywaliśmy się
po europejsku, tańcząc, jedząc i piszcząc,
gdy akurat zaczęło lecieć "Jesteś szalona" Boysów.

Było też sporo dziewcząt, które nieśmiało rozglądały się
po sali w oczekiwaniu księcia z bajki a będąc w strojach,
które je zakrywały szczelnie od stóp do głów,
niczym kosmiczny kaftan Jurija Gagarina,
uważały je za szczyt odzieżowej pruderii i mody na miarę
"Diabeł ubiera się u Prady" i magazynu "Vogue".

Domyślam się, że ktoś może mieć problem w temacie
"szukam chłopaka/dziewczyny" , ale idąc na potańcówkę,
jest okazja by kogoś poznać i warto to podkreślić
sensownie dobranym wyglądem, prawda?

Nie jestem fanem, mimo, że jestem facetem, strojów
z klimatu "jestem byłą wokalistką zespołu Virgin
i mam was w ....bo z kilometra widać moje stringi",
natomiast jakakolwiek przesada w tą lub tamtą stronę
w tym temacie nie jest wskazana.


Również z trudem zauważyłem, bo w sztucznym dymie
spowitym w laser ciężko dostrzec cokolwiek,
że na imprezę przybyli panowie, którzy na czołach
mieli krzyczący napis zrobiony flamastrem
"szukam desperacko kogoś",
czego wyraz dawali starannej obserwacji niewiast,
zanim poprosili kogoś do tańca.

Mimo, że bawiłem się dobrze to atmosfera była dość napięta.
Kto kogo poprosi do tańca?
Kto kogo nie poprosił do tańca i dlaczego?
Kto mógłby poprosić do tańca kogoś tam?
Kto ewentualnie mógłby poprosić kogoś do tańca,
nawet gdyby tamten ktoś raczej nie chciał?
Te pytania unosiły się nawet nad stanowiskiem dj-a,
wskutek czego od zawiedzionych westchnień zrobiło się
dość parno na dancefloorze i przez moment nie mogłem
z powrotem trafić do stolika.

No, ale muzyka rekompensowała sercowe niepokoje,
które nas nie dotykały, dlatego z dobrymi
nastrojami opuściliśmy parkiet grubo po północy.
Nikt nikogo nie pobił, nikt nikomu nie naubliżał,
nie było żadnej orgii w kibelku, nikt w ciążę nie zaszedł,
dlatego w tym temacie, "La Playa", "Enklawa" czy "Underground"
mogą się sporo nauczyć.

Odchodząc od tematu imprezowo - karnawałowego to wybrałem się
niedawno do Empiku.
Pomału, pomału te przybytki stają się mini - bazarami
w których można dostać kubeczki z podobizną Kuby Wojewódzkiego
lub Marcina Prokopa,bombonierki albo wisiorki z Dalajlamą.
Również wypatrzyłem zestaw Orange z tzw. Pieszczochem
wraz z zapasem baterii,który wg. reklamy zrobi Wam "puuu"
i bynajmniej od tego "puuu" nie dostaniecie AIDS lub ospy.

Na litość boską, przecież nazwa "Empik" to
Muzyka - Prasa i Książka" a nie
"Małe Ozdoby, Pieprzne Gazetki i Książki"
Wiem, że w dobie kryzysu, gdy kupujecie płytę dvd,
szesnastoletnia dziewczyna na kasie dopytuje,
czy może chcecie dokupić obraz olejny Malczewskiego,
szczotkę do butów lub długopis, który może się łączyć
z internetem, natomiast to wszystko robi z Empiku
j a r m a r k.

Nadal będąc w tym muzyczno - bazarnym przybytku,
po przesłuchaniu paru płyt z ciekawości sięgnąłem po
książkę - wywiad z Naczelnym Księciem Ciemności w naszym
kraju czy Adamem Darskim o ksywie "Nergal".

Co do stylu muzycznego jego Behemotha, jestem w stanie
kiwnąć głową z uznaniem, nad szaleńczym tempem perkusji
oraz riffami, których by nie powstydził się sam
Dimebag Darrell, nieżyjący już gitarzysta Panthery,
choć nie jestem aż takim fanem bagnistych i zaciemnionych
odmian metalu, pomijając mocno walczące z Bogiem teksty.

Pewnie już się kręcicie na fotelu - no to o co chodzi?

Zupełnie i totalnie do białej gorączki doprowadziła mnie
okładka tej książki - na ostatniej stronie
widać parodię znaczka nawołującego do sprzątania po sobie.

Jak widać ów ludzik, wrzuca do kosza nie śmieci ale...krzyż.
Pomijam już piktogram obok, na którym ryba z zębami
połyka rybę bez zębów.
Przesłanie jest niestety, jasne, prawda?
Tak więc z tego miejsca, chcę oficjalnie zaprotestować
przeciwko takim wątpliwym piktogramom, które po prostu
obrażają symbole religijne !
Czy złożę doniesienie do Prokuratury - nie wiem, na razie
zbieram argumenty merytoryczne, abym nie odszedł z kwitkiem.

Podobnie z niesmakiem przyjąłem radosną twórczość producenta ryżu,
który na swoim pudełku umieścił niezbyt fortunne zdjęcie,
pochylonej postaci zbierającej ryż.
Z tego co wiem to zbieracze ryżu całymi dniami stoją w zimnej wodzie,
zbierając pędy ryżowe a zarabiają dolara rocznie.
O zamordyźmie politycznym w Chinach wiedzą już nawet przedszkolaki.

Można na opakowaniu od kawy czy kakao umieścić radosnego Murzynka,
dźwigającego worek z owocami kawowca,
ale po co ?
Kolonializm w tym wydaniu jest niechlubną
kartą w historii świata i nie ma potrzeby do tego wracać.

A i jeszcze jedno, za każdym razem jak na mieście widzę
Renault Thalię, to próbuję sobie wmówić, że jest ładna,
że ten kufer z tyłu jest trendy i w ogóle czepiam się,
bo chłopaki z Renault projektowali ją (chyba) zupełnie na trzeźwo.

Jak sobie tak wmawiam to zwykle za Thalią jedzie
jakaś Gulietta, potem Subaru lub Cayenne,
a za nimi autobus i ktoś na rowerze.
Wtedy uśmiecham się szeroko, bo wiem, że się nie myliłem.
Thalia jest brzydka i basta !




środa, 20 czerwca 2012

Kupmy Prezesowi Zimie sanki i narty !


No i stało się...
Nasza biało czerwona husaria odpadła z Euro.
Owe odpadnięcie, niczym ukraiński wieszcz Wernyhora
prognozowałem dwa felietony temu lub czternaście piw
temu wypitych podczas oglądania rozgrywek.

Zamieszek narodowych, prócz bitwy kibolskiej
polsko-rosyjskiej, na szczęście nie było.
Również z tego co wiem to Sejm nadal pracuje
w pocie czoła w tym samym składzie, czyli nowych
wyborów nie było.

A jednak...niedzielna cisza w autobusach, metrze, tramwajach
była cholernie dołująca.
Pozostaję jednak pod wrażeniem, że tanio skóry nie sprzedaliśmy,
mamy nowe gwiazdy, gwiazdki czy planetoidy w postaci
Błaszczykowskiego,
Lewandowskiego,
Wasilewskiego,
czy Tytonia i Perkinsa.
Nie czas płakać nad rozlanym mlekiem, ponadto wielkimi krokami
zbliża się za lat dwa mundial w Brazylii i trzeba włożyć
kolejny wysiłek, aby tam pojechać a nie tylko oglądać
rozgrywki w zacisznym mieszkaniu prezesa Zimy, który
nam łysieje i tyje z dnia na dzień.

Ostatnio pisałem w stanie euforii, jaki pewnie prezentowałby Robert Biedroń,
gdyby dostał w prezencie na urodziny gołego manekina z wystawy,
o stanie i jakości warszawskiej SKM- mki.
Raz jeszcze postanowiłem zaufać władzom PKP i jako środek
transportu wybrałem...pociąg.
Przejażdżka nie była długa, za to na chwilę, mogłem
cofnąć się do czasów PRL.

Toaleta albo raczej wilczy dół

spowodował, że jak
w "Dniu Świra" dobre pół godziny walczyłem z ojszczaną klapą.
Totalnie mnie rozbawiła rolka papieru intymnego o
luzackiej nazwie "Happy day".
Nie znam numeru telefonu do działu gospodarczego PKP,
ale na tym miejscu chcę pogratulowac bo ktoś
wykazał się poczuciem humoru na miarę
Monty Pythona, zamawiając do takiej sławojki,
wychodkowy papier o takiej nazwie.

Nie wiem skąd się wziął w składzie akurat taki wagon.
Być może chłopaki na kolei tęgo popili, oglądając albo "Misia"
albo "Alternatywy 4" i dla kawału postanowili ożywić
wspomnienia.
Problem w tym, że owe wspomnienia śmierdzą moczem, potem
no i co tam jeszcze chcecie.

Wysiadanie z owego wozu Drzymały zajęło mi przeszło
godzinę, bo ciężko się wysiada mając na rękach
gumowe rękawiczki, które żwawo włożyłem, z obawy
przed wzrokowo-fizycznym kontaktem z klamką wagonu.
Wysiadając zauważyłem euro naklejkę, namawiającą mnie,
abym poczuł się jak w domu.


Niestety, nawet gdybym nie sprzątał miesiąc w wychodku,
to i tak mam Luwr w porównaniu z PKP.

Zniesmaczony postanowiłem wrócić do domu Polskim Busem,
który nie dość, że tani to jeszcze z klimą i wifi,
oraz kibelkiem na pokładzie tak czystym, że mogliby w nim spokojnie
ucztować Petroniusz z Neronem, to jeszcze zafundował mi
krótką ale pełną emocji przejażdzkę odcinkiem autostrady.

Wprawdzie nie do końca wykończonym, bo bez oświetlenia,
barierek, przydrożnych jadłodajni i nieślubnych córek Koryntu,
ale - jechaliśmy do przodu po asfalcie tak równym,
że moglibyście w czasie podróży trzymać w ręku
filiżankę kawy zalanej pod brzeg i nie uronilibyście ani kropli.

Pozostając w temacie wodno - kanalizacyjnym, zauważyłem,
że obecnie na moim osiedlu wymaga się od właścicieli psów
heroizmu na miarę Antygony, Terminatora oraz Rambo razem wziętych.
Jak widać


właściciel musi pod karą konfiskaty czworonoga,
majątku i mebli z salonu, sprzątać po swej małej czterołapnej
fabryce nieczystości.
Pewnie teraz wzruszacie ramionami
i mówicie, że nie ma w tym nic dziwnego.

Na litość boską, spójrzcie na zdjęcie - właściciel MUSI podczas
całej akcji trzymać zbiornik na kupkę Azora i na bieżąco zbierać,
to wszystko co Azor no...produkuje. Czyli lobby antypsowe,
posunęło się dalej, bo niedawno wystarczyło sprzątnąć z trawnika
to co pupil zgubił.
A teraz - podstawiamy worek i na bieżąco,wstyd powiedzieć
skąd, transportujemy psi obornik do woreczka.
W przypadku jamnika czy yorka dacie radę, ale co gdy jesteście
posiadaczami amstafa, owczarka, że o rotweillerze nie wspomnę?

Będzie to wymagało wjazdu ciężarówki na trawnik, sprzątnięcia
po psie, a potem zapłacicie karę za zniszczony trawnik.
Dlatego najlepsze i najmniej kłopotliwe w hodowli są rybki.
Może Prezes Zima kupi sobie jedenaście rybek
i patrząc w nie,
wymyśli niezawodny plan jak się dostać
na mundial do Brazylii?

A skoro idzie lato to znak, że czas pomyśleć
o jakiś wakacjach,
na których moja komórka nie będzie mieć
zasięgu i gdzie nie będzie internetu.
Może też nie być ciepłej wody lub
wody w ogóle,choć akurat na ten temat moja żona ma inne zdanie.
Wtedy nie będę miał okazji oglądać tv, Janusza Palikota,
Roberta Biedronia i Tomasza Pacynków.

Dostałem ostatnio sporo mejli w których niczym
mgła nad jeziorami suwalszczyzny snuje się i przewija
pytanie czemu nie piszę o Ministerce Musze nic a nic.
No cóż...odpadliśmy z Euro bo gdyby nie to, przez
kolejne siedem felietonów zastanawiałbym się, czy
Pani Mucha awansuje na fotel czy raczej ławkę
Prezesyny lub Prezesanki PZPN.
A tak....temat umarł śmiercią boiskową czyli nagłą.

28 lipca będzie Bieg Powstania Warszawskiego.
Pobiegnę w nim jak zwykle, bo nasze pokolenie nie ma
1/10 tej determinacji i ducha walki co pokolenie z rocznika 1920.
Zapisy na bieg są przez internet ale pobiec trzeba w realu.
A wy? Ruszycie tyłki z kanapy i pobiegniecie ze mną ?


poniedziałek, 4 czerwca 2012

Czy Sokrates zagra na Euro ?


Ostatnio miałem okazję nieco podróżować.
Wprawdzie nie były to podróże wymagające zabrania
ze sobą zapasu piętnastu kanapek i siedmiu termosów
z gorącą kawą, że o latarce i kompasie nie wspomnę,
natomiast mogłem się przekonać, że słynna SKM- ka,
( czyli szybka kolej miejska ) nieco się zmieniła.

Spodziewałem się, że będę zmuszony spędzić
chwile w wagonie, który będzie zżerany przez
nielitościwą rdzę plus smród moczowo-bezdomno-bułgarski,
który nie pozwoli mi nawet zjeść kanapki.

Ale okazało się, że jest zupełnie inaczej !



Nowoczesne wagony, czysto, klima, która spokojnie owiewa Wasze
głowy i zadki przyjemnym zefirkiem, ileś ekranów, które co 15 sekund,
niczym kompas Roalda Amundsena, mówią Wam gdzie jesteście.
Byłem pod miłym wrażeniem.

Właśnie w tym tygodniu wyczytałem, że gdyński port zaroił się od okrętów wojennych uczestniczących w międzynarodowym ćwiczeniu Baltops 2012.
Nie widzę w tym nic dziwnego, że komuś chciało się pomanewrować sobie po Bałtyku, oddać pięć strzałów w powietrze, przećwiczyć opcję "toniemy, czyli mamy 3 sek,. na założenie kamizelek ratunkowych" itp.
Do łez , natomiast, rozśmieszyły mnie wpisy na forach internetowych
typu "hmm, to dziwne, tyle okrętów, zupełnie jak w 1939r roku" albo
"w Warszawie zgoda na przemarsz dla 50 tys ruskich, w Gdyni 30 niepolskich okrętów wojennych... świetnie".
Zalęknione polactwo, obudziło się i zaczyna snuć i uprawiać czarnowidztwo,
zupełnie zapominając o tym, że II wojna, jak wynika z Wikipedii już się
dawno skończyła a wspólne manewry wynikające z umów NATO,
są tak oczywiste,jak to, że nigdy Budka Suflera nie wystąpi
na festiwalu muzyki hip-hop.

Gorączka Euro się wzmaga, póki co, skoro jestem w stanie
spokojnie przejechać przez Warszawę i nie utonąć w rzece
kibiców to znak, że nie jest tak żle.
Ale nasz pierwszy mecz z zadłużoną Grecją planuję obejrzeć
w bezpiecznej odległości od stolycy.
Pozwoli mi to na luzie oglądać ewentualne zamieszki,
które niewątpliwie będą miały miejsce po przegranym
meczu z potomkami Sokratesa.

Kolejną a i nie pierwszą wpadkę zanotował Barack Obama,
i bynajmniej nie chodzi o spłodzenie kolejnego potomka.
Monarcha kraju w którym ropa jest tak tania jak mleko,
a mleko tak drogie jak złoto, określił obozy koncentracyjne
w Polsce mianem "polish death camps".
Przedszkolak jest w stanie to przetłumaczyć i wynika,
że nie chodzi o obozy na terenie Polski, ale o polskie
obozy śmierci.
Waszyngton natychmiast sprostował słowa Obamy
ustami Tommy'ego Vietora, rzecznika amerykańskiej
Rady Bezpieczeństwa Narodowego, który stwierdził,
że prezydentowi chodziło o hitlerowskie obozy
zagłady działające w Polsce.
Takie tłumaczenie jest dla mnie, jako Polaka jasne,
ale do cholery, czy nie można było tak od
razu powiedzieć?
Profesor Google też tłumaczy to prawidłowo, czyli
"Nazi camps operators in Poland".
Taka sytuacja dowodzi tylko tego, że Obama nie pisze sam
swoich przemówień oraz, że tak naprawdę mało kto w kraju
Wielkiego Kanionu Kolorado przykłada wagę do zdarzeń
z małego państewka, które wprawdzie wydało na świat
Dodę, Małysza i Leszka Millera, ale mało kto się z nim liczy.

Kiedyś zawsze mnie zastanawiała jedna rzecz: pamiętam
jak w wagonach PKP jedno wejście było dla palących
a drugie dla niepalących, czyli palacze
stali w jednym krańcu wagonu a niepalacze w drugim.
Pytanie za bilet na Euro: jakim cudem dym się nie
przedostawał na stronę abstynentów tytoniowych?
Ciekawe, prawda?
Również moją uwagę zwrócił przystanek tramwajowy,
który mimo, że nie jest zadaszony zawiera zakaz
palenia.

Jestem pierwszy, który palących będzie ganiał ze strzelbą,
procą, śrutówką i kłonicą,
ale skoro nie ma zadaszenia, to jaki sens ma ów zakaz?
Oj, ktoś się rozpędził i zapomniał o zdrowym rozsądku.

Podobnie moją ciekawość budzi obecność piłkarzy Putina
w hotelu Bristol, który przez ścianę sąsiaduje
z Pałacem Prezydenckim.
10- jak każdego m-ca, Jarosław wyjdzie z procesją ku pamięci
tragicznie zmarłego Brata.
Czy obecność kopaczy rosyjskich wyzwoli jakieś reakcje?
Nie wspomnę o 12 czerwca, w dniu w którym gramy z Rosją,
kibicie z Moskwy planują marszo-wiec, który, jak zapewniają
ma w spontaniczny sposób zapewnić zwycięstwo drużynie,
pomyślność byłego kraju Rad, zdrowie Putinowi i zwiększenie
ilości modlitw w cerkwiach za premiera Miedwiediewa.
Jakby to powiedział Jurek S., którego nie znoszę
"oj, będzie się działo, oj, oj"

Jedynym ratunkiem byłaby ministra Mucha,
która stałaby na bramce w meczu z Grekami.
Czy byłoby lepiej, nie wiadomo, byłoby za to - śmiesznie.