wtorek, 7 sierpnia 2012

Międzypolacy, kupcie sobie działkę na Księżycu !


Ten tydzień minął tak szybko, niczym expres do Katowic, że
swą prędkością przytłoczył mnie niczym stukilowy grubas,
który Wam depcze po nogach gdy w kinie się gramoli w kierunku swego fotelika.
Najpierw cały dzień spędziłem na planie serialu "Przyjaciółki",
który będzie emitowany od września.
Moja mała rólka nie wpłynie znacząco na oglądalność/nieoglądalność
tego dzieła, natomiast uświadomiłem sobie parę rzeczy.
Po pierwsze - nasze gwiazdy filmowe biorące udział w tym serialu nie są zbyt bufoniaste, pompatyczniaste i wypchane pychą.
W przerwach między ujęciami można było zagadać, zażartować czy
zapytać o aktualny stan konta po tym serialu.

Ale na serio - nie wiem jak się sprawa ma w przypadku Jacka Nicholsona,
Roberta de Niro czy Mela Gibsona, ale ci aktorzy, których spotkałem
we wtorek są...normalni.
Oczywiście, świadomość, że zagrało się z nimi w jakiejś scence,
jako tło dla ich Wysokości onieśmiela ale jest nader miłym wspomnieniem.

Po drugie - praca na planie nie jest lekka, łatwa czy przyjemna.
Oczywiście, jeśli się nazywasz Michał Żebrowski i za każdy dzień planu
kasujesz fajną sumkę, wtedy humor Ci dopisuje.
Natomiast nieustanne powtarzanie scen, robienie każdej z nich
w trzech czy czterech dublach i ta wewnętrzna świeżość,
którą trzeba w sobie odnaleźć mimo setnej powtórki, powoduje zmęczenie
psychiczne i fizyczne.

Ponadto po każdej scenie podchodzą do was wizażyści, mejkapowcy
lub raczej mejkapówki i wpatrują się w Wasze oblicze szukając
z trwogą, czy przypadkiem od ostatniej sceny nie wyskoczył Wam
na fejsie pryszcz objętości pizzy, a który absolutnie w następnej
scenie zagrać nie może i basta !

Ponadto od nowa nakładają Wam kolejny kilogram pudru i podkładu
na oblicze, aby i ono było wolne od śladu błyszczenia
czy księżycowej poświaty.

Ale miałem napisać zupełnie o czym innym...

Zawsze 1 sierpnia w mojej rodzinie był wspominany jako ten dzień,
który moim dziadkom ciężkie czasy w okupowanej Warszawie zmienił
na jeszcze cięższe czasy, kiedy domy się waliły, nie było
nic do jedzenia a w nocy łuna płonących budynków była tak jasna,
że latarki były zbędne.
Jest dla mnie oczywiste, że tego dnia o 17:00 ruch zamiera
a cały pędzący tłum na chwilę przystaje...

Dlatego są dla mnie totalnym nieporozumieniem wrzaski,
buczenia czy inne odgłosy z pogranicza znudzonych hipopotamów czy
spółkujących ze sobą szympansów, które miały miejsce podczas
chwil zadumy tegoż dnia.

Dziwne, że dzień później w szklanym okienku mówił przedstawiciel
Międzypolaków, tak jakby mieli oni cokolwiek wspólnego z tym wszystkim...
Jednak w czasie uroczystości pojawił się głos rozsądku czyli
wiekowy i prawie stuletni generał, który drżącym głosem
zaapelował do spadkobierców brunatnych koszul,
co by takich chwil nie zaśmiecali politycznym buczeniem,
sapaniem, stękaniem i Bóg wie czym jeszcze.

Buczenie gromady szympansów ucichło, lecz tylko na chwilę.
Niesmak jednak pozostał, podobny do tego gdy niechcący lub
chcący połkniecie kostkę do wc - mdli od środka, po prostu.
Jestem gorącym zwolennikiem politycznych debat, zjazdów partyjnych,
konferencji w TV, podczas których głowy dymią, poziom adrenaliny
osiąga apogeum a ręce pocą się z bezsilności wobec riposty
Waszego adwersarza.

Ale zakłócanie takich rocznic jak wybuch Powstania Warszawskiego,
poprzez manifestowanie niechęci do aktualnej władzy,
nieważne czy jest ona z prawa, lewa czy z centrum,
jest dla mnie totalnym niezrozumieniem chwili.

Mam nadzieję, że buczącym tak bardzo się to spodobało,
że gdy wybiorą się na pogrzeb swej nielubianej ciotki,
lub stryjka, który przepuścił w kasynie rodzinną fortunę,
też będą gromko buczeć, gwizdać i krzyczeć, gdy stryjek w tle pieśni
"Anielski orszak powiedzie Cię" będzie schodzić fizycznie z tego padołu.

Takie zachowanie jest równie głupie co noszenie portfela w tylnej kieszeni,
co zauważyłem u pewnego faceta schodząc do metra.

W przypadku straty pieniędzy, można przecież je odzyskać.
Natomiast w przypadku Międzypolaków strata jest bardziej bolesna -
- zanik szarych komórek w przypadku mylnie pojmowanego patriotyzmu jest
dziedziczony genetycznie i będzie szedł w dalsze pokolenia,
co rodzi nieśmiały postulat o przymusowej sterylizacji w szeregach
spadkobierców brunatnych koszul.
A przymusowe wysiedlenie na Księżyc też brzmi niegłupio !
W końcu działki na srebrnym globie nie są drogie..