piątek, 17 sierpnia 2012

Ameba gold - żyje w morzu i miewa się dobrze !


Nie wiem co powiedzieć ze wzruszenia...
Polskie społeczeństwo namiętnie grywa
w badmintona,
pingponga,
piłkę nożną,
tenis,
koszykówkę i szachy.
Emocje, rozpalone twarze, okrzyki - zupełnie jak w starożytnej Grecji,
podczas olimpiady.
Zapomniałem dodać - wszystko to są gry komputerowe, które
wg. statystyk Empiku i innych wirtualnych sklepów,
są kupowane w ilości co minutę - dziesięć egzemplarzy.

Wskutek tego rośnie nam pokolenie wirtualnych olimpijczyków,
którzy potrafią jedynie kliknięciem myszki wsadzić piłkę do kosza
lub posłać ją do krzemowej bramki.
Natomiast drugim ruchem kciuka wsadzają sobie do ust
kolejnego rzekomo-niskokalorycznego-batonika, który zatyka ich tętnice.
Chwilę potem ich poziom cukru osiąga niziny, umierają i państwo
ich grzebie w błotnistym sarkofagu w trumnie z logiem ZUS.

Co dzień mijam boisko do koszykówki i piłki nożnej.
Spotkać na nim grupkę graczy byłoby cudem podobnym do tego,
by spotkać paru praktykujących chrześcijan w pobliżu meczetu,
albo posiadacza Volvo XC60, który byłby niezadowolony z zakupu.

No, może w lato ktoś tam jest, ale zwykle około 19:00,
kiedy na TVN lecą wiadomości - najbardziej zaangażowany
politycznie dziennik tv jaki obecnie znam i broniący
do upadłego i do pierwszej krwi swej ulubionej partii.
Chyba, że pada akurat - wtedy nie ma tam nikogo.

Oczywiście co chwilę, co weekend, co miesiąc rusza cała chmara
zapaleńców, która na rowerach, w basenach, na siłowniach czy
w gęstych lasach wykuwa swoją cielesną rzeźbę i przy okazji
podnosi wątłe tętno ogólnonarodowego ducha sportu.
Ów duch bowiem od iluś lat jest w głębokiej agonii, z której
niekiedy wyrywa go kroplówka informacji typu "nasi strzelili
bramkę", "Isia wygrała mecz", "Małysz znowu triumfuje"
lub "as serwisowy Kurka był miażdżący".

W czasach mego dzieciństwa komputery miały
objętość przedpokoju i wtedy powiedzieć rodzicom
"idę do kolegi na komputer" było i powodem do dumy,
że ma się takiego kolegę i również stanem faktycznym,
ponieważ jak wspomniałem, ówczesne komputery swymi rozmiarami
pozwalały na nich siadać, że o gigantycznym poborze prądu na
poziomie huty aluminium nie wspomnę.
Rzadko kto miał Atari lub Commodora, że o ZX Spectrum nie wspomnę.

Dlatego, sport ten prawdziwy, spontaniczny rozkwitał na boiskach,
placach czy podwórkach.Nawet przerwa międzylekcyjna była
świetnym pretekstem, aby rozegrać szybki mecz za pomocą piłki
tenisowej na korytarzu, bez względu na opinię nauczycieli
lub późniejszą kondycję szkolnych szyb korytarzowych.

Dziś - przerwa służy młodym-gniewnym-długogrzywkowym, by wciągnąć
kolejną kreskę przed klasówką, przejrzeć facebooka lub podglądać
koleżanki w kibelku, kręcąc przy tym filmik telefonem,
który swą premierę będzie miał za minut trzy na YouTube.

Z satysfakcją moje uszy odnotowały brak wstrząsów
sejsmiczno - politycznych w czasie obchodów święta
Wojska Polskiego 15 sierpnia.

Czy ktoś tu wyciągnął wnioski z 1 sierpnia?
Zobaczymy, za to solidne gwizdy i tęgie kopniaki należą się tym,
którzy za astronomiczne kwoty, niekiedy dorobku całego życia
kupili sobie...marzenia.

Na litość boską, jeśli firma, która ma dla Was zarabiać pieniądze,
nie jest bankiem, za to bank udaje, nie odprowadza składek do
Bankowego Funduszu Gwarancyjnego a każdy z członków Szacownej
Komisji Nadzoru Finansowego na dźwięk nazwy Ameba Gold,
krzywi facjatę niczym po zjedzeniu cytryny,
to coś jest na rzeczy, prawda?
Afera trefnej zarabialni gotówki sięgnęła nawet sfer rządowych,
ale szkoda mi czasu na roztrząsanie co powiedział Premier
swemu synowi a czego nie powiedział bo...nie wiedział...itp.

Natomiast o wiele gorzej dzieje się na budowie II nitki metra,
które zostało zlane biblijnym potopem, wskutek czego ilość
możliwych objazdów sięga szesnastu, natomiast ilość przekleństw
na minutę produkowanych przez sfrustrowanych kierowców sięga
100 silnia do potęgi entej razy tysiąc.

Jak zwykle, pismaki lub - to elegantsza nazwa - dziennikarze,
ślą w eter,internet i przestrzeń publiczną gromkie
pytania w stylu "czy metro zostanie ukończone na czas",
"woda niszczy metro", "czyj kask wyłowiono z szybu metra"
i tym podobne bzdury.

Więc teraz posłuchajcie uważnie:
- jeśli budujecie coś z klocków lego ze swoimi dzieciakami,
to jedynym niebezpieczeństwem na jakie narażona jest taka budowa,
jest to, że nagle kichniecie, Wasz pies potrąci to dzieło
lub przyjdzie sąsiad i na tym nieopatrznie usiądzie,
swoim tłustym tyłkiem piwosza i fana golonki.

Natomiast wszystko co jest budowane na tzw. świeżym powietrzu
jest narażone na deszcz, zalanie, pioruny, wiatr i śnieg
lub wymądrzanie się nie-budowniczych i nie-inżynierów,takich
jak ja na przykład.

I takie ryzyko zawsze trzeba brać pod uwagę, proste?

To nasuwa mi na myśl, że nigdzie, ale to absolutnie
nigdzie człowiek,nie może się spodziewać kiedy zostanie
napadnięty przez...namolną reklamę.

Będąc na południu naszego pięknego kraju, chcieliśmy z żoną
skorzystać z prywatnego busa.
Wprawdzie ów bus pamiętał rok mych narodzin, sądząc po rdzy,
ale za to kołpaki na busie...bezpretensjonalnie reklamowały markę piwa.

Czy było to przypadkowe?
Tam myśl mnie dręczy po dziś dzień, podobnie jak niezwykłe
urządzenie, które zaobserwowałem w Krakowie...


Polega ono na tym, że siadacie, tzn. najpierw płacicie jakąś astronomiczną
sumę do obecnej tam pisuardessy, robicie swoje i wciskacie guzik,
który wprawdzie nie robi Wam dobrze jako bidet lecz...przesuwa
automatycznie folię, na której gnietliście pośladki.

Ma to wg. informacji kibelek utrzymywać w czystości, gród Kraka
w równowadze finansowej ( Unia dała na to środki ) a Was w błogim
szczęściu, że po takim szybkim randez-vouz nie złapiecie
świerzbu, tasiemca lub innych pełzających atrakcji.
I znowu dręczące pytania: czy rzeczywiście folia jest jednorazowa?
Czy się faktycznie przesuwa?

A może jest to krąg lub okrąg kłamstwa i faktycznie ktoś tym kręci?
To by oznaczało, że jest to hmmm....folia wielokrotnego użytku.
Jeśli nawet tak jest to z uwagi na to, że sam z niej korzystałem
i do tej pory żyję i nic mi nie wyskoczyło "tam" ani nie wskoczyło
we mnie, trzeba...żyć dalej.

Ewentualnie radzę zamawiać książki czy płyty przez internet z prośbą
o ich przysyłanie w kopercie, która ma folię z bąbelkami.
Może taka folia się kiedyś przyda, dlatego warto ją
wozić ze sobą w plecaku...