czwartek, 6 września 2012

Włochy już się szykują na Boże Narodzenie !


Pierwszy września minął niepostrzeżenie.
Zmęczone wakacjami tzn. piciem piwa, paleniem
trawki lub zaskoczone niespodziewaną ciążą dzieci,
poszły do szkoły, aby tam zaczerpnąć wiedzy z podręczników,
które z tego co obserwuję są zmieniane przez korpus
pedagogiczny co dwa dni i są inne, nawet w podstawówkach
leżących od siebie o rzut kanapką.
Chaos w sferze podręczników jest obecnie równy temu,
który był na polu grunwaldzkim, gdy Jagiełło krzyknął
"idźcie na pomoc Mazowszu".
Oczywiście, Emil Karewicz miał na myśli nie zespół
pieśni i tańca, ale region Polski.
Kiedy ja chodziłem do podstawówki podręczniki były te same
dla wszystkich, nie było szkół prywatnych i w każdym kibelku,
można było oberwać za brak kooperacji na sprawdzianie z matmy.

Jak zwykle we wrześniu, wspomniano też o tragedii II wojny,
wyliczono i przypomniano liczbę ofiar
dwóch kretynów, jednego z wąsikiem, a drugiego z wąsem,
złożono kwiaty pod pomnikami, prezydent przemówił i po imprezie.

O wiele bardziej smutne są dwie rzeczy.

Po pierwsze w rocznicę sierpnia '80 jak zwykle,
pod Stocznią byli działacze, prezydenci i dysydenci
składają kwiaty osobno, ponieważ ileś lat temu,
niczym grupka przedszkolaków, pokłócili się o stołki,
posadki, służbowe sekretarki i gabinety.
Również ich pomysły na państwo polskie różniły się tak
bardzo niczym wizja czystości w narzeczeństwie
pomiędzy Episkopatem a właścicielem klubu go-go.

Skutkiem tego powstało ileś partyjek, partii,
kół poselskich,grup wzajemnej adoracji,
że straciliśmy wyczucie, kto z kim, za ile,
oraz czemu na tylnej kanapie samochodu.

Na litość boską, po 89 roku, polska lewica,
aż do schizmy Napieralskiego, trzymała się
niczym monolit,razem, bez rys, pęknięć i outsajderów,
udających Robin Hooda.
Ten monolit pękał od środka, zgoda ale do mediów
zawsze lewica była jak małżeństwo konkordatowe - jednością.
Zmieniały się tylko twarze, jednak zawsze to był,
albo tow. Oleksy, tow. Miller lub porucznik Borewicz
lub El Comandante Wunderlich.

Drugą smutną rzeczą jest sprawa Agory i "Gazety".
Nie ma dnia, aby tuba Adama, ( ale nie Mickiewicza )
nie trąbiła o tym co polactwo lubi rzekomo czytać,
czyli o księżach pedofilach.
Według GW bowiem, czają się oni w każdej parafii
w liczbie dwunastu, nie wspominając o chciwych
na mamonę zakonnikach.
Bynajmniej, udowodniony przypadek sięgania chłopcom
czy dziewczynkom za majtki w czasie lekcji religii
lub w czasie herbatki na plebanii,
powinien być napiętnowany, upubliczniony i sfinalizowany
aktem oskarżenia,plus odpowiedni wpis na fejsbuchu i twitterze,
natomiast jakoś mi trudno wierzyć, że w każdej
polskiej parafii,przypadki dzieciofilstwa,
mnożą się co tydzień.
Oj, polactwo i drobnomieszczaństwo wyłazi z
kochanej "Gazetki", a jeśli dodamy do tego paniczny lęk,
Naczelnego przed Kościołem, który kiedyś chronił jego tyłek,
to jasne się staje czemu homo homini lupus est.

Dlatego zupełnie idiotyczny jest dla mnie billboard,
reklamujący "Gazetkę" z olbrzymią i widoczną z pięciu
kilometrów deklaracją dziennikarki, tam pracującej p.t.
"Wierzę w solidarność społeczną"

Deklaracja ta jest tak niepoważna, jak obietnice klauna
w cyrku, że chce założyć od jutra własny bank.
W przypadku "Wyborowej" zestawienie haseł "solidarność społeczna"
z rozdętymi niczym balon i histerycznymi artykułami na temat
księży, środowisk katolickich,prawicy czy kwestii invitro,
lub homoseksizmu ma się tak do siebie,jak młode lwy i młode
cielaki, które wg. wizji biblijnych, kiedyś będą razem
się pasły, biegały i zapanuje ogólny lennonowski peace n' love.
Na razie jedno drugiego zjada i wojna pokarmowa
trwa - do licha !

Tak naprawdę nie ma w moim osiedlowym kiosku gazety środka,
wyważonej,spokojnej ale ze szczyptą etosu i etyki.
Kiedyś takie cechy miała Liczyrzepa a obecnie?
"MyślęRze" próbuje się zbliżyć do ideału, chociaż nie zawsze
to jej wychodzi. "Ozon" wychodził krótko po to,
by skonać tragiczną śmiercią z powodu braku dopływu
świeżej gotówki.

"Oldweek" kiedyś był zajmujący, teraz większość ich stron,
zajmują artykuły o lotach na Marsa w kalesonach,
metodach odsysania tłuszczu z ud gospodyń domowych,
nic nie robiących a oglądających tylko
"Modę na sukces", klonowaniu szyszek chmielowych,
lub o kulisach politycznych gier między PO a PIS-em.

Obecnie zaglądam tylko lub tylko i raczej na pewno,
na przedostatnią stronę, aby przeczytać cotygodniowy
zapistnik myślowy T. Jastruna.
Reszta - jest albo nudna albo zawiera rzeczy, które są,
wybaczcie - mało odkrywcze.
"Oldweek" jest natomiast idealny do długiej podróży
pociągiem gdy akurat w Waszym przedziale siedzi gadatliwy
grubas albo siedzicie sami.
"Wprost" nie czytam już od lat paru, bo jest mieszanką
"Przekroju", "Oldweeka" i "Liczyrzepy".

Zmieniając temat, idzie ku jesieni, jeśli nie ku zimie.
Urząd Gminy Włochy nad swym tympanonem zawiesił światełka
choinkowe, a daję słowo- tydzień temu ich nie było.

Idąc tym tropem w grudniu, będę wypatrywał czekoladowych zająców,
które (mam nadzieję) na tyle nisko będą zwisać nad urzędowym wejściem,
że sobie jednego oberwę na własny, obywatelski użytek.