środa, 2 maja 2012

Czy mnisi z Shaolin żyją naprawdę ?


Szukanie pracy bywa niekiedy zabawne.
Najwięcej emocji dostarczają rozmowy w prywatnych firmach.
Będący na rozmowach haerowcy niekiedy potrafią sięgnąć po
pełnie swej kadrowej władzy i niczym Lenin, Marks i Engels,
stanowią twardy monolit dla potencjalnych "chcących" pracować.

Na szczęście nie słyszałem pytań typu "czy w najbliższym czasie
zamierza Pan zmieniać płeć" albo "czy miewa Pan fantazje
erotyczne na temat Roberta Biedronia" lub "czy był Pan
kiedyś Świadkiem Jehowy" natomiast pytania "co Pana urzekło
w naszej firmie (czytaj molochu korporacyjnym ),
że właśnie tu a nie tam" albo "jak Pan widzi swój pierwszy dzień
pracy w naszej firmie" są częste i padają z częstotliwością
ścinanych drzew w Amazonii.

Ciężko mi zobaczyć, pomimo moich minus 3 dioptrii swój pierwszy
dzień w pracy, skoro headhunter drąży przez 3 godziny temat
czy znam przepisy BHP i czy w razie pożaru najpierw wyniosę
bezpiecznie z biura:
a) samego siebie,
b) komputer,
c) mojego szefa na plecach.

Jestem przekonany, że dobry łowca głów, winien, jak w skeczu
p.t. "Lachony" wejść do celi tzn. pomieszczenia przesłuchań
kandydata i od progu "rozsiewać czar", o ile nie jest gejem,
wtedy robi się niebezpiecznie.

Znam jednego geja i mimo,że to nie moja opcja seksualna
to wiem i widzę, że on nie udaje, że jest nim, bo taka moda itp.
On po prostu jest gejem, jego dziadek i pradziadek byli tęczowi,
on zawsze chciał nim być i teraz namiętnie ten stan natury
hmm...praktykuje.
Ale wracając do tematu pracy - za to w komisjach w administracji
publicznej zawsze siedzą poważne osoby i nie ma mowy,
aby padło pytanie do kandydata "ale dziś upał no nie?, Pan se
rozluźni krawat" lub do Komisji "fajna apaszka to z H&M?".

Nie pozwala na to atmosfera, na takich rozmowach która jest
nieco uroczysta, nieco pompatyczna i nieco smutna.
Taka mieszanka jakby Leonard Cohen zagrał w duecie z
Frankiem Sinatrą a w chórkach był Barry White.

Ze zdumieniem przeczytałem, że 9 lutego w Warszawie -
w Centrum odkryto prawie tonowy niewypał z II wojny.
Złowieszczy krzyżacki możdzież o nazwie Karl Gerät mogł ciskać
takimi pociskami na parę kilometrów. Gdyby teraz to coś,
9 lutego o 7:30 ( to był czwartek ) wyleciało w niebo,
wg. ekspertów, ulice Zielna i Próźna stałyby się jedną dziurą,
o ludziach idących czwórkami do nieba ( z wyjątkiem działaczy SLD ),
nie wspomnę.

Wraz z nastaniem wiosny Robert Kubica wybrał się na
pobliski włoski tor kartingowy i pomimo swej rekonwalescencji
wykręcił na nim czwarty czas co wróży dobry powrót na tor.

Ze zdumieniem przeczytałem, że oburzone polactwo ciska gromy
na Zarząd Polkomtela, o którym pisze parę czołowych gazet
informując, że tzw. "Zarząd" spółki podwaja, potraja lub
upoczwórnia swoje zarobki, wypłacając sobie trzynastki,
czternastki i piętnastki. Nie rozumiem skąd takie larum?

Nie słyszałem by z powodu tych pieniędzy do siedziby
Polkomtela wszedł z marsowa miną prokurator i zaplombował
szafy u księgowej. Na litość boską, przecież to prywatna firma,
nie PGR czy Ministerstwo to o co ten krzyk ?

Oczywiście krzyk podniosło zawistne polactwo, wspominając
z nabrzmiałą żyłką w oku, że "oni tyle sk....uny zarabiają a ja
w bacówce, w kibelku pod Giewontem zasięgu nie miałem przez 5 minut".

Polactwo nie wie co to walne zgromadzenie akcjonariuszy,
wypłata dywidendy, umowa menedżerska. o ile w ogóle wie co to "umowa".
To z kolei prowadzi mnie do wniosku, że skoro wielką niewiadomą
jest nasz wiek emerytalny, lepiej, chyba , poddać się zamrożeniu,
jak podobno uczynił to niezapomniany Walt Disney.

Wtedy obudzicie się jak Sylvester Stallone w "Demolition Man",
ale świat wokół Was będzie zupełnie inny niż przed
zaśnięciem, choć myśl, że za lat sto nie będzie Ruchu Palikota,
SLD czy zespołu Boys jest dołująca.

Z uwagi na to, że wiosna mi się wdziera do serca i głowy,
wyłączam ten cholerny komputer a biorąc pod uwagę,
że pisząc te słowa otrzymałem sensowną propozycję pracy,
pobiegam sobie aby ją rozważyć niczym mnich z klasztoru Shaolin.