środa, 2 maja 2012

Pani Rambo da Wam wycisk...


Niedawno postanowiłem odwiedzić jeden z tych licznych przybytków,
które za astronomiczną kwotę równą naszemu PKB oferują i gwarantują
wymodelowanie sylwetki, schudnięcie, wydłużanie rzęs,
manicure i masaż Waszych pośladków w zaciszu gabinetu.

Akurat trafiłem na zajęcia z aeroboxingu.
Pomyślałem, skoro „boxing” to będą klimaty w stylu Mike Tysona
czy Andrew G., dlatego niegłupio by było wdziać suspenser,
który niczym żelazna dziewica ochroni mnie i nie tylko
mnie przed tym i owym. Mając przekonanie, że skoro „Aero”
to będzie coś w związku z poczciwym baronem Von Zeppelinem i sterowcem
lub grupą Aerosmith, której członkowie mimo swych 120 lat
nadal są żwawymi rockersami trafiłem na salę ćwiczebną,
która wprawdzie nie posiadała zaminowanych stref natomiast
dość spora rzesza była tam obecna.

Stawili się tam karnie różni ludzie w różnym wieku,
płci i kondycji fizycznej. Pierwszy utwór puszczony
przez prowadzącą zajęcia dziewczynę o muskułach,
jakich sam Rambo by się nie powstydził, rozwiał moje
złudzenia – 2Unlimited i ich hit „No limit”.
W rytm pędzącej niczym ekspres do Katowic muzyki, Pani Rambo,
uraczyła nas skomplikowaną sekwencją wymachów nogami, podskoków,
ciosów lewą i prawą ręką. Na początku było one pooowtaaarzaanee
pomaaaaału, by za chwilę zmusić nas do dwóch przysiadów,
czterech kopnięć i czternastu ciosów zadawanych w ciągu sekundy.

Całość niczym pierogi ze skwarkami była okraszona komentarzami
Pani R. w stylu „co tak pomału? rozkręcamy się” albo „ może się
zdarzyć, że to my pierwsze w sytuacji zagrożenia będziemy musiały
kopnąć, ale bierzmy wtedy za to pełną odpowiedzialność”
Jak to? „My będziemy musiały kopnąć”? Spojrzałem z nadzieją
na Panów ćwiczących na sali, ale ich spojrzenia mówiły
„nic nie mów, ćwicz i nie zastanawiaj się, kto ma kopnąć”.

Podczas ćwiczeń starałem się dobrze zapamiętać twarze ćwiczących
ze mną niewiast, aby potem broń Boże, nie spytać ich na
ulicy o godzinę – bo wtedy mógłbym oberwać kopniaka w twarz
z półobrotu zadanego w rytmie „No limit”. Po zajęciach,
po których miałem wrażenie, że wziąłem udział w castingu do
serialu „Alexis – wojownicza księżniczka”, spakowałem swoje męskie,
szowinistyczne spodenki do torby i z podkulonym ogonem
wróciłem do domu.

Termometr za moim oknem wskazuje –8 stopni, to znak, że mrozy
nie wrócą i tym samym, na szczęście nie mam szans na to, aby
celowo nie odbierać komórki na ulicy, skoro to grozi
zamarznięciem mojej krtani i telefonu przy okazji.

Ze zdziwieniem przyjąłem deklarację Janusza Palikota p.t.
„To ja miałem być człowiekiem roku 2011 r. wg. Tygodnika Wprost”.
Również Pan Poseł deklaruje, że „to się żle skończy dla Wprost”.
Czy jest to zapowiedź podłożenia bomby pod redakcję czy innej walki
na argumenty poza merytoryczne to nie wiem, wiem tylko, że
deklaracje rodem z piaskownicy „to ja miałem wygrać” są niepoważne,
podobnie jak zapowiedzi 4 latka o tym, że „on by wolał budyń
malinowy a nie czekoladowy”.

Emocje nie służą w rzetelnym wykonywaniu zawodu a ostatni
tydzień dał temu dowód w postaci nerwowo- kompulsywnego-neurologicznego
wywiadu, jaki przeprowadziła Katarzyna Kolęda - Zalewska
z detektywem Krzysztofem Rutkowskim.
Natomiast nie rozumiem decyzji, która nie wpuszcza TV Trwam
na platformę cyfrową tzw. Multiplex.
Ogólnie nie lubię ojca Rydzyka, rzadko oglądam Tv Trwam
i rzadko słucham Radio Maryja – jeśli już to -
są to katechezy odnoszące się do czytań liturgicznych z dnia.
Wiem tylko jedno, że poziom merytoryczny tych katechez i rozważań tekstów
jest bardzo wysoki, o wiele lepszy niż poziom obecnego
Radia Plus a dawnego Radio Józef, którego sztandarowym produktem
jest „Katechizm Poręczny” ks. Piotra Pawlukiewicza.
Reszta - jest mdła, nie mówiąc o lęku, który jest tak obecny
wśród tworzących Radio Plus, że nawet gdy mówią o świętych na
dany dzień, są oni ukazywani jako „Bohater Dnia”.
Tak, dalej tak sobie myślcie, że np. święty St. Kostka był bohaterem dnia.
Słowo „bohater” kojarzy mi się z bohaterem Związku Radzieckiego,
dlatego nie słucham Radia Plus, prócz wspomnianego „Katechizmu”,
ponieważ w przypadku innych audycji mam odruch wymiotny.
Pewnym plusem wydaje, się to , że na moim osiedlu są zaparkowane
trzy Volvo XC 60, co powoduje, że atmosfera wokół nich
jest dynamiczna i....optymistyczna.
Bardzo lubię przechadzać się wokół nowego drapacza chmur na Złotej 44, jest on bardzo majestatyczny i przypomina napełniony wiatrem żagiel.
Mam nadzieję, że swoją wysokością przewyższy Pałac Kultury,
który mimo roku 2012, nadal jest czkawką, czy raczej niestrawnością
wujka Stalina, którą niczym śmierdzące odchody zostawił w naszej stolicy.
Miałem jeszcze napisać o sytuacji gospodarczej Polski, o ACTA,
o SLD, o GMO, o Jarosławie Kaczyńskim, o franku szwajcarskim,
ale wiecie co ?
Zamiast tego, włączę sobie Led Zeppelin i naprawdę
znajdę się w latach 60 i 70 – tych, bez konieczności podróży
w czasie i co ważne, bez stresu spędzę czas przy słuchaniu muzyki.
Może na chwilę włączę sobie Guns n’ Roses bo Axl Rose miał
dwa dni temu 50 urodziny. Przy dźwiękach „Paradise City”
będę sobie myślał, że to piosenka o Warszawie...