środa, 2 maja 2012

Dzień bez babci dniem straconym


Dzisiejszy dzień obfitował w wydarzenia.

Rano kręciłem pod UW reklamówkę jednej z sieci, która oferuje jadło i napitek. Powiedziałem coś do kamery, zrobiłem parę głupich min, potem powiedziałem to samo tylko od tyłu bez robienia głupich min, potem powiedziałem to samo stojąc na głowie i tyle.

Co mnie zaskoczyło to olbrzymia ilość studentów/studentek
wylewających się niczym Odra w 1997 roku co chwilę z czeluści bramy UW.
Chryste Panie, pomyślałem skoro mamy tylu przyszłych prawników, lekarzy, psychologów, i Bóg wie kogo jeszcze to w takim razie jaką mam szansę, że za 5 lat popsuje mi się pralka, sokowirówka, samochód i przyjdzie Pan Henio i mi to naprawi?

Z doświadczenia widzę, że statystyczny Pan Henio ma coraz więcej lat i za pięć wiosen może go po prostu zabraknąć na tym padole łez.
Z uwagi na to, że w okresie mego dojrzewania miałem dwie lewe ręce do ręcznych robótek męskich, w naszym domu Pan Henio bywał nieraz pocąc się przy tym obficie przy naprawianiu przewodów elektrycznych zasilających mój pierwszy i dziewiczy sprzęt grający.

Teraz widzę, że czas mego dzieciństwa i dojrzewania był skażony czymś o wiele gorszym niż Czarnobyl, który w 1986 roku wypluł do atmosfery tonu uranu. Ta skaza to myślenie, że szkoła zawodowa, samochodówka czy wszelkie inne szkoły „praktyczne” to siedlisko przestępców, narkomanii, zboczeń i sadyzmu.

W moim dzieciństwie całkiem niegłupio było przejść na drugą stronę ulicy celem uniknięcia wzrokowo-uszno-fizycznego kontaktu z przedstawicielami „praktykujących” w danym zawodzie. Oczywiście, wiem na pewno, że będąc w warsztacie samochodowym nie zobaczę mechanika szukającego klucza nr 6 i mówiącego „niech mnie kule biją, gdzie do diaska jest ten klucz” , czy przechodząc obok budowy nie usłyszę zdania typu „czy jeśli to nie kłopot to mógłbyś zejść z rusztowania i ponownie uruchomić tą nieznośną gruszkę do betonu bo jak nie to się na Ciebie pogniewam”.

Fach w ręku, krew, pot i łzy nie gwarantują polszczyzny i 12 zgłoskowca z „Pana Tadeusza” ale teraz dopiero widzę jak bardzo było to myślenie o zawodówkach wypaczone skutkiem czego wszyscy uciekali na studia, te nawet najbardziej odjechane typu „hindologia stosowana w praktyce garmażeryjnej kelnerów mówiących nie po japońsku” aby tylko uciekać od zawodówek.

Skutkiem tego teraz o fachowców ciężko, bo pomału wyż zawodówkowy zaczyna dominować nad lękiem „co ludzie powiedzą, że ja niebożę jestem po zawodówce” ale musi minąć parę ładnych lat zanim nasz hydraulik -ciacho pracujący we Francji zestarzeje się, dostanie zmarszczek i zastąpi go ktoś nowy, kto po pierwsze wróci do Polski a za samo przykręcenie kranu i wymianę uszczelki nie zażąda 200 zł plus 50 zł za samo przyjście ( jak w taksówce za trzaśnięcie drzwiami. )

Największą bowiem frajdą w życiu jest studiować czy uczyć się tego co naprawdę lubicie i z czego ( daj Boże ) w przyszłości będzie się w stanie utrzymać a nie studiować tego co by chcieli akurat Wasi rodzice i co jest wypadkową ich chorych i niespełnionych ambicji.

Pogrążony w tych jałowych rozważaniach wracałem do domu autobusem i po raz kolejny przekonałem się, że sensem egzystencji Starszych Pań jest nawiązanie za wszelką cenę kontaktu słownego z innymi Starszymi Paniami. Moment w którym Starsza Pani wstaje i musi choćby musnąć swym siwym włosem płaszcz innej Starszej Pani jest idealnym pretekstem do dialogu typu” - Przepraszam, ale będę wychodzić, - Proszę bardzo, ja wysiadam dopiero na Kabatach, - Ach, te Kabaty, pamiętam jak mój stryj z domu Wołodyjowski w 1935 r. chciał kupić połowę lasu kabackiego ale po tym jak zmarł Piłsudski to mu przeszło, - 1935 r ? Moja Droga to ja w tym roku.....itp.

I cały autobus jest świadkiem uroczego dialogu pomiędzy Paniami, które bardziej pamiętają występy Kiepury niż kojarzą co to jest wielokrotnie nagrywalna płyta CD. Jeśli jesteście szczęśliwymi posiadaczami Babci, która nosi beret z poprawnie politycznego materiału i opowiada Wam historie sprzed lat stu to kupcie jej dziś
w dniu jej święta kwiatki i ptasie mleczko.

Na pewno się ucieszy.