czwartek, 7 marca 2013

Piesek ze szkła i stonka czyli jak zmarnować dwa dni...


Jazda warszawskimi tramwajami należy do śmiertelnie nudnych.
Są nowe, ładne i naszpikowane elektroniką niczym radziecki satelita szpiegowski.
Za to bezustannie, bez wytchnienia, bez miłosierdzia są tam emitowane
reklamy warszawskich teatrów i to w dodatku jednego.
Po dwóch dniach jazdy, byłem na bieżąco z repertuarem, nazwiskami aktorów
oraz cenami biletów.

Co dziwne, w piętnastu rekomendowanych spektaklach grają ci sami aktorzy.
Zmieniają się tylko tytuły, kostiumy i scenariusze.
Wtedy zawsze przed oczami staje mi postać mojego znajomego aktora,
który słusznie skądinąd narzeka i psioczy na niedolę tej branży i brak
możliwości zaistnienia, skoro te same twarze, plecy i pośladki,
obsadzają w teatrach i kinach
wszystko co się da,
no może z wyjątkiem funkcji biletera i szatniarza...

No, ale co w tym dziwnego, ekscytującego czy śmiesznego, zapytacie?
Niby nic, ale jak tak dalej pójdzie, w teatrach będzie tak jak
w słynnym skeczu Kabaretu Ani Mru Mru, gdzie panowie Wójcik,
grając jednocześnie wilka, babcię czy leśniczego co chwila
rozdziewają się z kostiumów, tylko po to by "show must go on".

Zamykając wątek tramwajarski, ostatnio spostrzegłem pewnego klasycznego młodzieńca
z gatunku długogrzywkowych i pstrokatosznurówkowych, który w niewiadomym celu,
dwuznacznie tworzył na miejscu różne figury i konstrukcje z gumowego węża.


Zniesmaczony i będąc przekonany, że to znana firma oponiarska Durex urządza
jakiś happening, chciałem opuścić dwunastokołowy przybytek na szynach, trzaskając
drzwiami.
Z trudem to uczyniłem, ponieważ jakiś kretyn, bezmózg, imbecyl
tak zaparkował Toytoyę, że motorniczy miał dylemat "obetrę się czy nie"
i bynajmniej nie były to wątpliwości, które Was dręczą po zejściu
z muszli klozetowej.
Tramwaj i ToyToya wyszły bez szwanku, choć dzieliło je około 1,5 cm.

Chociaż uważam, że Toytoya nie nadaje się do niczego innego, jak tylko
do tego, by zbulwersowani pracownicy tramwajów mogli testować na niej
właśnie takie sytuacje. Wtedy może właściciel tego taczkowozu,
sięgnąłby po rozum do głowy i pomyślał "do licha, faktycznie mam
beznadziejny, bezpłciowy,beznamiętny samochód, może by kupić np. jakąś Alfę"?
Wtedy ręczę Wam, że nawet jeśli źle zaparkowałby swoją dajmy na to Alfę 159,
to prędzej tramwaj przesunęliby dźwigiem wstecz niżby mieli musnąć włoski pocisk.

Miałem nie pisać o Warszawie, ale widzę, że nie uniknę tego tematu.
Otóż moją złotą malinę chciałem przyznać temu czemuś,
co ma stanąć niebawem na placu Unii Lubelskiej.


Dobry Boże, kto to projektował?
Od strony Puławskiej przypomina to podwodny okręt, który zaraz się wynurzy
z carem Putinem na pokładzie.
To coś tak szpeci urok Polnej, Mokotowskiej i okolicy, że jest jak
czerwony wykrzyknik namalowany sprayem na łysinie Jana Marii Rokity.

Pozostając w temacie wnętrz, wystroju i twórczości...
Totalnym lękiem, poczuciem bezsensu istnienia i frustracją napawają mnie
sklepy typu "Home& You"
Ilość zgromadzonych tam drobiazgów, pierdółek, ozdóbek, powoduje,
że w takich miejscach ujawnia się we mnie klaustrofobia, depresja
i co tam jeszcze chcecie.

Poruszanie się bezkolizyjne, po takim sklepie dla faceta moich rozmiarów
graniczy z cudem na miarę zamiany wody w wino.
Wystarczy jeden nieostrożny czy spontaniczny ruch i jesteście na minusie,
potrącając figurkę szklanego pieska, za jedyne 599 zł,
który ma minę jakby kopulował właśnie z szympansem i nosorożcem jednocześnie.
Tak się zastanawiam...jakie nudne i puste życie musi być tych ludzi,
którzy zamiast kupić sobie dobry sprzęt audio, narty, rakietę do squasha,
czy nawet, (a niech tam) używaną Skodę Octavię, kupują szklanego pieska?

I na koniec pozostając w temacie zoologicznym:
Jeśli macie ochotę, aby stracić dwa dni z życiorysu, wydać trochę
gotówki na leki i zgodnie z kalendarzem liturgicznym pościć,
kupcie sobie paczkę pierogów z mięsem w "Stonce".
Gwarantowane biegi krótkodystansowe na linii sypialnia - łazienka,
plus dreszczyk emocji na miarę listonosza "zdążę czy nie"?
Więcej szczegółów oszczędzę Wam...
Próbuję za to ułożyć piosenkę w stylu "Pam, Pam, codziennie mamy zatrucia".
Ktoś mi podeśle chwyty na bas do tego ?