czwartek, 19 maja 2016

Trudny wybór: Monika Lewinsky czy Krysia Gawłowicz? Hmm.....


Kampania prezydencka w USA wchodzi na ostatni zakręt. Najbardziej kolorową postacią jest klaun  w ryżym czyli rudym tupeciku a mianowicie Donald Trump, który kandyduje z ramienia republikanów. Jego wystąpienia, a obejrzałem ich sporo przypominają bardziej występy magika w wesołym miasteczku niż deklaracje poważnego polityka, który chce rządzić w kraju liczącym blisko trzysta dwadzieścia milionów obywateli. Kim jest wujek Donald, zapytacie? W sumie typowym Amerykaninem, któremu się udało. Swoje aktywa lokuje w nieruchomości, show telewizyjne, kasyna, hotele. Nieustannie pomnaża majątek rodzinny, który obecnie jest wart 4 mld USD. Niezły wynik, biorąc pod uwagę, że jego dziadek zaczynał jako poszukiwacz złota na Alasce i mieszkał w drewnianej chatce razem z jeleniami. Wojna w Wietnamie ominęła Trumpa, rzekomo z powodu chorej stopy, lecz do dziś trwają spekulacje czy tak było naprawdę. Po drugiej stronie barykady stoi Hillary Clinton, żona Billa, który kiedyś był niegrzeczny i dokazywał z Moniką Lewinsky w tzw. Gabinecie Oralnym (Owalnym). Ameryka to dziwny kraj, gdzie ulice nie mają nazw, jak w piosence U2 a kobiety mają męskie imiona. Z punktu widzenia Polski, ktokolwiek by nie wygrał i tak w ciągu najbliższych lat stu nie ma co liczyć na wizy dla nas, mimo wielokrotnych deklaracji z tamtej strony oceanu, że jesteśmy dla "nich" głównym sojusznikiem "w tej" części świata i takie tam...

Zmieniając temat, moja tradycyjna niechęć do festiwalu JuroWizji na moment ustąpiła. Okazało się bowiem, że długowłose dziewczę z Ukrainy o ksywce takiej jakby była nieślubną i w dodatku szesnastą córką Boba Marleya czyli Jamala wygrało te wokalne zawody. Ta piosenkarka tatarskiego pochodzenia nazywa się naprawdę Susana Dżamaldinowa. Niby nic w tym dziwnego, powiecie, zawsze ktoś wygrywa. Nie do końca, ponieważ Jamala zaprezentowała genialny protest -song w którym porusza tematy cholernie niewygodne dla Władimira Pupina. A mianowicie o deportacji Tatarów z Krymu z czasów wąsatego psychopaty czyli wujka Stalina. Już w trakcie konkursu, Rosja oficjalnie protestowała, domagała się deportacji tzn. dyskwalifikacji Jamali, Putin stroszył się, robił grożne miny i cała Europa wstrzymała oddech w obawie o życie wokalistki. W efekcie końcowym ta piosenka wygrała a zwyciężczyni otrzymała nawet (o zgrozo!) propozycję od wicepremiera anektowanego przez Rosję Krymu, Gieorgija Muradowa. Ten ospowaty sługus Putina zaproponował Jamali "powrót do historycznej ojczyzny i rosyjskie obywatelstwo". - Krym zawsze będzie się cieszyć z wystąpienia Jamali, to przecież jej ojczyzna – mówił Muradow. Jak podkreślił, "Jamala może śpiewać u siebie, wystarczy jedynie dokonać niewielkich formalności ze zmianą obywatelstwa: z ukraińskiego na rosyjskie". Piosenkarka, pytana o tę sprawę, odpowiedziała, że obywatelstwa zmieniać nie zamierza. – Mam jedno obywatelstwo. Dziękuję. Innego nie potrzebuję - wyjaśniła. Widać, że mamy do czynienia ze współczesną Joanną D' Arc, która nie skusi się na jakieś błyskotki z Kremla typu obywatelstwo. Pikanterii dodaje fakt, że kraj który wygrał organizuje kolejną Jurowizję, czyli Ukraina zrobi to 2017 r. O ile główny i były kagiebista na to zezwoli, wcześniej nie anektując całej Ukrainy i wszczynając III wojnę światową. Tak naprawdę nie wiadomo, czy obecny Putin to on czy jego kolejny klon lub sobowtór o czym pisałem w zeszłym roku.

I jeszcze jedno, zauroczenie Krystyny Gawłowicz Liroyem przybrało zapał nastolatka, który idąc na imprezę połknął o trzy Viagry za dużo. W różnych mediach, wywiadach naczelna wojowniczka PIS-u, niezmordowana zwolenniczka ogłoszenia Jarosława świętym za życia, chwali byłego rapera, nie szczędząc miłych słów, podkreślając jednocześnie zalety umysłu, które są ważniejsze niż wykształcenie. Liroy rewanżuje się tym samym, analizując CV pani profesor, jej dokonania, przemówienia i zapytania poselskie. Nie słucham rapu ani hip-hopu z tej prostej przyczyny, że nie rozumiem tej muzyki, natomiast każda wypowiedź hożej pupilki PIS-u zostawia w mym umyśle niezatarty ślad, piętno i wewnętrzne przekonanie połączone ze strachem, że za pieniądze podatników czyli moje i Wasze można gadać takie dyrdymały, ośmieszać się, konfabulować i co tam jeszcze chcecie. W przypadku tej "pary", która się komplementuje z prędkością pędzącego Pendolino, nasuwa mi się tylko jeden film. A mianowicie "Shrek". Kto kim jest w tym układzie, zgadnijcie sami...