czwartek, 11 grudnia 2014

Pieluchomajtki a ważność wyborów samorządowych.


Tak jak ostatnio obiecywałem, parę słów o tym jak się spisała
Wysoka Komisja Samorządna, której miałem okazję być członkiem.

Po dwóch turach wyborów, stwierdzam, że jest to zabawne,
ale zarazem najbardziej nudne zajęcie na świecie.

Bywają bardziej porywające i emocjonujące zajęcia,
takie jak prowadzenie Astona Martina DB9,
łapanie karaluchów we własnej kuchni lub
seks bez zabezpieczeń z moskiewską prostytutką.

Również partyjka szachów rozgrywana w jesienny wieczór,
może dostarczyć wrażeń na miarę, wkładania widelca do
kontaktu przez czterolatka.

Tymczasem siedzenie w komisji, polega na... nieustannym
siedzeniu za trzytonowym drewnianym stołem, który na dzień przed,
trzeba samemu przytargać z pobliskiego magazynku.
Warto się też zaopatrzyć w pieluchomajtki, gumę do żucia,
aby czymś zająć szczęki i długopis, aby czymś zająć ręce.

Po godzinie ręce się przyklejają do zielonego sukna,
którego kłaczki włażą Wam wszędzie, począwszy od nosa
a skończywszy na majtkach.

Jedyną czynnością, która przerywa ten mentalny
letarg jest przyjście wyborcy lub wyborczyni.

Tak jak przypuszczałem dwa tygodnie temu, można się
pobawić w policjanta i groźnym głosem zażądać...dowodu osobistego.

Wtedy speszony/spłoszony wyborca, w 80 % wyjmie kartę do bankomatu,
w 10 % bilet miesięczny, albo jak niektórzy kartę wejściową
fitness "Multi witamina coś tam, coś tam".

Zdarzało się, że okazujący kartę bankomatową
od razy wykrzykiwali swój PIN typu "0000" i aktualny
debet typu "tysiąc sto złotych i cztery grosze plus cztery
tysiące złotych karnych odsetek",
budząc tym samym konsternację zarówno Wysokiej Masońskiej
Komisji jak i będących w lokalu współgłosowaczy.

Pozostałe 10%, grzecznie wyciągało dowód
osobisty i to swój a nie dziadka,
czekając na swoją kolej do urny wyborczej.

Jednak i wtedy mnożyły się, niczym króliki w klatce pytania,
jak głosować, czy znak "X" musi być w kratce,
czy może być obok, co wtedy i tak dalej.

Miałem wtedy wrażenie, że siedzę w szpitalu w Choroszczy,
w Komisji, która orzeka o poczytalności danej osoby,
mając w szufladzie gotowe orzeczenie psychiatryczne
w kolorze żółtym lub klasycznym blado - białym.

Wskutek tych nieustannych wyjaśnień,
Komisja wypiła cały zapas wody,
przewidziany na ten czas,
zużyła prawie kilogram kawy,
plus pudełko ciastek
nie mówiąc o skołatanych nerwach i budyniu
w głowie zamiast mózgu.

Trafiały się też karty do głosowania nieważne i opatrzone
jakże krzepkim i radosnym komentarzem:



W takich przypadkach, wyborca powinien zostać
zidentyfikowany i poproszony o zwrot pieniędzy,
za papier z którego zrobiono kartkę wyborczą,
skoro z premedytacją schrzanił głos, prawda ?

Potem system się zablokował i czekaliśmy do rana na to,
aż się obudzi.
Prawdziwą zmorą okazały się też dzieci,
które koniecznie chciały wrzucać głosy rodziców do urny,
przy okazji wrzucając samych siebie, swoje zabawki lub zużyte pieluchy.

To wszystko jest nic, biorąc pod uwagę, że przetarg na
oprogramowanie do obsługi wyborów samorządowych
ogłoszono w sierpniu tego roku i wygrała ją mikrofirma,
którą stanowi trzech lub czterech informatyków.

Zwykle informatycy rzadko się myją,
noszą flanelowe koszule a na ich biurkach
można znaleźć kawałek pizzy sprzed miesiąca,
ogryzki jabłek z czasów Atari 65
oraz cały cmentarz niepotrzebnych klawiatur, myszek i monitorów.

Ponadto, każdy informatyk na wieść, że padł system w firmie,
robi zdziwioną minę, jakby zobaczył Janusza Palikota
pod prysznicem nago, potem mówi "hmm..",
by radośnie oznajmić "ok, wyłącz i włącz komputer,
a jak się nie uda, przyjdę za tydzień i zrobię to samo"

W międzyczasie chciało się podać do dymisji
paru członków Państwowej Komisji Wyborowej.

Warto wiedzieć, że każdy z nich urodził się zaraz
po Powstaniu Styczniowym, dlatego nic dziwnego,
że ich wiedza o serwerach, algorytmach i bazach danych,
tak się ma do dzisiejszych realiów,
jak...gęsie pióro do bankowości elektronicznej !

Powstał zamęt, w czasie którego nawet nie zauważono,
jak Słońce Peru, były Ojciec Narodu,
nieśmiało, niczym nastolatka na pierwszej randce,
klei i buduje zdania po angielsku,
przemawiając już jako pełnokrwisty przewodniczący
Rady Europejskiej.

"Aj łan tu fenk ju wor maj seksis in jurop",
mocno deklarował były premier,
który, jak dobrze pamiętam,
pół roku temu nie był w stanie w tym języku
kupić czekolady w sklepie,
o rezerwacji hotelowej nie wspominając.

Co do polityki, maszt z flagą narodową,



który stoi na przeciwko Arkadii, zyskał moje uznanie.
Wysoki, dumny, wydaje się drwić
z tych wszystkich podziałów
politycznych w których jesteśmy zanurzeni po szyję ,
niczym w...no właśnie...

I jeszcze jedno, na koniec roku 2014, dziękuję tym wszystkim,
którzy nieustannie dostarczają mi tematów na tego bloga.

Szczególne podziękowania dla Roberta Biedronki,
który został prezydentem
Słupska i jeśli w jego obecności upadnie komuś
długopis na podłogę to nie znajdzie się chętny,
aby się schylić i go podnieść.

Dziękuję także ZUS-owi, PIS-owi,
Platformie Wiertniczej, LSD oraz innym partiom.

Dobrych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia!

Wyłączcie komputery, laptopy, smartfony,
nie zaglądajcie do internetu i mojego bloga.
Pobądźcie razem, ok ?