niedziela, 2 marca 2014

Poproszę podwójne Bollywood na wynos !


Luty to cholernie nudny miesiąc.
Według GUS w takich miesiącach jak styczeń, luty,
marzec w gospodarce nic się nie dzieje, dzieci nie przybywa,
produkcja drzemie snem zimowego niedźwiadka i tak dalej.

Pobieżna analiza strony internetowej Głównego
Urzędu Statystycznego,
wprawiła mnie w zdumienie połączone z przerażeniem.

Ten urząd wszystko o mnie wie !
Wie ile statystycznie zjadam kanapek na śniadanie,
co wydalam i ile papieru intymnego pochłania ta czynność,
jak często tankuję paliwo i za ile.
Również ilość mojego piwa kupowanego w Tesco jest też
znana i wyliczona.
Te wszystkie szczegóły o mnie zna tylko moja żona,
a tu proszę - jednak nie !

Zupełnie za to nieznane dla mnie,
były do tej pory filmy z Indii,
czyli tak zwane Bollywood.
Pewnego pięknego dnia, buszując w osiedlowej
wypożyczalni DVD, natrafiłem na...film zatytułowany
"Czasem słońce, czasem deszcz".
Mając na uwadze, że samochody z Indii czyli "Tata"
w swej technologii są na poziomie wózka sklepowego,
długo byłem w rozterce czy pożyczyć ten film czy nie.
Z uwagi na to, że zrobiła się 23:30 i obsługa wypożyczalni
też chciała już iść do domu, postanowiłem zaryzykować.

Głównymi atutami tego filmu nie są dialogi, które są
na poziomie "Bolka i Lolka", ale piękne aktorki
o śniadych policzkach i pośladkach,
aktorzy o kruczoczarnych włosach, którzy według
mej żony są "zabójczo przystojni" oraz wyśmienite układy
choreograficzne, kostiumy i krajobrazy,które zapierają dech.

Ten film po prostu tańczy, co chwila zmienia się
sceneria i w efekcie całość wiruje z prędkością światła.
Na litość boską,pomyślałem, można zrobić film totalnie
pozbawiony przemocy, rzucania słownym mięsem i seksu.
Tak przy okazji, wyczytałem, że istnieje zakaz w Bollywood
pokazywania cielesnego spółkowania i nagości,
nawet jeśli ma to być goła trąba słonia.

Dlatego scena na pustyni, gdzie dwoje bohaterów
ma schadzkę,jest tak pełna napięcia erotycznego
(mimo braku golizny), że taniec Patricka Swayze
z "Dirty Dancing" jest przy nim
licealnym podrygiwaniem na imprezie szkolnej.


Za to obecna sytuacja na Ukrainie,
zupełnie nie przypomina imprezy szkolnej.
Wiktor Kapuściany Głąb Janukowicz uciekł,
prawdopodobnie na Kreml,
gdzie razem z Putinem sączy zimną wódkę.
Prawdopodobnie obaj panowie zabawiają się ze sobą,
choć "twardych" dowodów na to nie ma....

Natomiast byłem pod wrażeniem jego pałacu,
który posadowiony
na hacjendzie o powierzchni zaledwie
stu czterdziestu hektarów,
swoim kapiącym złotem, umywalkami z bursztynu i diamentowymi
muszlami klozetowymi,
śmiało może konkurować z Luwrem, Kremlem,
że o naszym Wawelu nie wspomnę.

Nie wydaje się, aby naprędce sklejony rząd ukraiński
wyprowadził kraj na prostą, niczym Mojżesz Izraelitów,
chociaż po cichu liczyłem, że na jego czele stanie,
któryś z braci Kliczko.

Witalij i Władimir czynnie włączyli się w wysłanie Janukowicza
do narożnika poprzez polityczny nokaut.
Poza tym po cichu obstawiam, że mało kto byłby
odważny wejść w konflikt z premierem Kliczko.
Wyczytałem bowiem, że Władimir ma siłę ciosu równą siedmiuset kilogramom!
Właśnie taki cios zaliczył manekin, na codzień używany do crash testów:

(www.sportowefakty.pl)

To tak jakby spadł na Was łoś i to zupełnie znienacka !

No tak, ale rozpisuję się o jakiś dyrdymałach,
zapominając, że nasi olimpijczycy przywieźli
z Soczi sześć medali!

Stoch to godny następca Małysza, Justyna nie ma sobie równych,
nawet jeśli zapasową stopę, akurat zostawiła w domu.
Niespodziankę sprawili łyżwiarze, którzy zdobyli trzy medale.
Tym samym poziom ogólnonarodowego szczęścia podskoczył o parę
punktów procentowych, nawet jeśli tabelki GUS-u, twierdzą coś
innego.

I jeszcze jedno !
Z wielką przyjemnością sięgnąłem po genialny koncert
Van Halen z 1993 roku zatytułowany "Right Here, Right Now"
https://www.youtube.com/watch?v=qdBqQ_ZA2Os
Mimo upływu blisko dwudziestu lat, trudno wręcz usiedzieć
na miejscu, oglądając jak Eddie czyni cuda na swym
Ibanezie Destroyer, Hagar skalą głosu zrywa staniki
dość licznie obecnym na koncercie dziewczętom, Alex
niezłomnie nabija rytm podlany sosem z basu Michaela.
Bo tak naprawdę ideą pisania piosenek jest to,
aby wpadały w ucho, prawda?
Właśnie takie wrażenie odniesiecie,
po przesłuchaniu tego koncertu...