wtorek, 10 grudnia 2013

Jedna myśl męczy mnie, niczym kac o poranku....


Niedawno byłem zmuszony,wybrać się na warszawskie Bemowo.
Jeśli ktoś z Was tam mieszka - to współczuję.
Nie ma tam nic oprócz lotniska, bloków i paru sklepów.
Znalezienie tam sensownej knajpy lub miejsca w którym
można spokojnie wypić kawę, graniczy z cudem na miarę
znalezienia wraku "Titanica" w Kanałku Żerańskim.
Również natrafienie na kiosk z batonikiem,
wymaga uruchomienia mapy Google,
włączenia GPS i pomocy Straży Miejskiej.

Również spotkać żywego człowieka niełatwo, a komunikacja
jest tam tak słabo rozwinięta, że sieć autobusów
kursujących dajmy na to po Sudanie czy Australii,
zostawia tą bemolową daleko w tyle.
Wszędzie jest daleko, ulice są niedoświetlone.

Niedoświetleni za to ideologicznie są Ci wszyscy,
którzy zaangażowali się w zapasy z Policją 11 listopada.
Gromada zakapturzonych Troglodytów i Tytanów pod pozorem
walki o lepsze jutro zdemolowała centrum Warszawy,
nawet wyrwała z korzeniami Bogu ducha winne drzewko cytrynowe,
po raz kolejny spaliła tęczę na placu Zbawiciela,
co radośnie uwieczniły kamery stu piętnastu
stacji telewizyjnych.

Jeśli czyta tego bloga, ktoś z tej ekipy, w co akurat
wątpię bo zwykle zamaskowani pseudo patrioci są niepiśmienni
lub posługują się pismem klinowym lub obrazkowym,
to chcę powiedzieć, że miejscem gdzie możecie
robić zadymy są:

- Wasze czynszowe pełne karaluchów mieszkania na Pradze lub Grochowie,
- Opuszczone magazyny i squoty gdzie wciągacie pewnie po siedem kresek białego proszku na minutę,
- Areszt śledczy, o ile kierownik tegoż przybytku Wam pozwoli na to,
- Agencje towarzyskie, o ile miejscowa burdelmama pozwoli na ekscesy nieseksualne.

W innych miejscach typu boiska, autobusy, kolej,
place, kawiarnie takie zachowanie jest surowo
zabronione, rozumiecie?

Jednak...dla niepiśmiennych pseudo-kibolo-patriotów jest wersja obrazkowa,
tego co napisałem powyżej:



Co do boisk i kawiarni, miałem niedawno okazję wybrać się z żoną
na Stadion Narodowy. Znowu zapytacie?
Tak, znowu, bowiem przez blisko dwa dni odbywały się tam targi turystyczne.
Nie "naturystyczne" tylko turystyczne, słyszycie?

Tysiąc trzysta stoisk biur podróży z całego świata i z Polski,
egipskie linie lotnicze z żywym faraonem i mrówkami,
sympatyczne Meksykanki (jedna z nich o dziwnym imieniu Conchita czy jakoś tak),
zagadkowi Marokańczycy i bracia Słowacy
ze swoim nieśmiertelnym "Ahoj" i zespołem ludowym.


Pojawili się też nasi delegaci głównie zachwalający Mazowsze,
Suwalszczyznę czy Bieszczady w których jak się zgubicie,
to nikt Was nie będzie szukać.

Natomiast delegatki Kolei Mazowieckich, oferowały smycze z logiem KM,
oraz ulotką deklarującą absolutną niespóźnialność biało-żółto-zielonych
wagoników.

Wisienką na torcie okazały się jednak spotkania z podróżnikami.


Podczas ich barwnych wykładów, prelekcji, spotkań, zaprosili nas
do swego świata w którym nie ma łapówek,
przetargów, zegarków kupionych nie wiadomo gdzie,
ministra Rostowskiego czy serialu "Kolory nieszczęścia" i Kuby W.

Z uwagi na brak prądu, tych rzeczy oczywiście nie ma,
dominuje tam jednak, zasada prosta jak mowa końcowa adwokata,
przed wydaniem wyroku:
"widzę Cię to znaczy, że za sekundę mogę Cię zjeść"

Na litość boską, w dobie internetu, plazmy, dvd i wifi
są plemiona w Amazonii w tzw. Strefie Darien,
do których nikt nie dotarł.
Dżungla wielkości Mazowsza zazdrośnie broni tam dostępu,
za pomocą rozległych chaszczy, błotnistych ostępów,
jadowitych pająków oraz niepozornej żabki, która jest
tak jadowita, że samo patrzenie na nią, może Was
po prostu zabić.

Również tamtejsi tubylcy nie palą się do tego,
by kupić od nas paciorki czy stary odtwarzacz cd
za skórę z lamparta.
Od setek lat radzą sobie bez szczepionek, wiertarek,
majonezu, benzyny czy Jeepów Cherokee.
(Akurat jestem cichym wielbicielem Cherokee i nowy model na rok 2014 powoduje,
że się automatycznie ślinię,

ale można bez tego wszystkiego się obejść i żyć w spokoju, prawda?)

Spokoju za to nie ma na Majdanie Kijowskim i wydaje się,
że to powtórka sprzed bodajże lat dziewięciu,
kiedy kolor pomarańczowy obalił paru kretynów.

Jest szansa, że namiętny i wierny fan Putina - Janukowicz,
bez wystrzału zgodzi się wejść w strefę wpływów Unii.
Domyślam się, że sam Janukowicz nie ma na to najmniejszej ochoty,
co więcej marzy się jemu podobna polityczna kopulacja, partycypacja
i uzależnienie jak w przypadku czegoś co się złowieszczo nazywa ZBIR,
czyli Związek Białorusi i Rosji.

Ale póki Majdan wrze, póki długowarkoczowa
Julia ma siłę,
aby walczyć, głodować i odwrotnie,
to Janukowicz i jego banda putinofanów,
nie może spać spokojnie.

No dobrze, zbliża się Boże Narodzenie.
dlatego jedna myśl męczy mnie, niczym kac o poranku,
czy "Kevin sam w domu" znów zagości w naszych domach,
bez tego święta będą przecież nieważne,prawda?

Mimo to, wszystkim życzę, abyście zasiedli
przy wigilijnym stole,
spojrzeli sobie w oczy i spędzili ten czas bez
telewizora,
polityków,
internetu,
fejsbuka i mojego bloga,
dobrze?