środa, 30 października 2013

Jak zrobić stłuczkę na parkingu i nie uciec?


Niedawno przeszukując przepastne zasoby You Tube,
chcąc obejrzeć coś, co kiedyś
nazywało się teledyskiem, videoklipem, miało fabułę,
scenariusz i logiczny porządek,
z łezką w oku trafiłem na Pet Shop Boys "Domino Dancing",
Marillion "Lavender" i Queen "The Miracle".
W tamtych czasach czyli w dobie komputerów Atari,
dobry teledysk potrafił skutecznie wypromować
kiepski utwór i odwrotnie.

Trafiłem również na hożą dziewoję, która pochodzi z Izraela
i nazywa się Meytal Cohen.
Bynajmniej, Meytal nie pokazuje światu koloru swego stanika,
nie kręci kamerą swych igraszek z chłopakiem i nie gotuje on line.
Co zatem robi, spytacie?
Panna Cohen, która nosi to samo nazwisko co znany bard Leonard,
gra na perkusji, bijąc przy tym na głowę całe stado perkusistek,
perkusistów, którzy co pięć minut umieszczają swe covery znanych utworów
w sieci.
Meytal jest cholernie dobra technicznie, ma fenomenalny
tajming i co mnie kręci najbardziej - gra covery głownie
hard rockowe, metalowe i to na zestawie na dwie stopy.

Próbka jej możliwości jest tu:

youtube.com/watch?v=liAROlu1WFI

Jest to utwór Panthery.
Aż przyjemnie popatrzeć i posłuchać, prawda?

Co do przyjemności, miałem ostatnio okazję być na naszym narodowym basenie,
z uwagi na wizytę trzech dżentelmenów z Top Gear.

Ich show, poprzedził nasz, pożal się Boże teatrzyk,
w czasie którego prezes sponsora całego show - koncernu Sokół
podawał przez trzy godziny do mikrofonu,
jakieś dane dotyczące ilości sprzedanego paliwa i hotdogów
na ich stacjach.

Potem pojawiły się samochodu z edycji Porsche Cup.
Z uwagi na obwód naszego Stadionu, który wynosi
mniej więcej co rondo w małym miasteczku, osiągane
prędkości były na poziomie kommbajnu "Bizon".

Nieco dynamicznie zrobiło się przy próbach driftu a także
gdy na płycie pojawił się Adam Małysz, który jak wiemy
zamiast skakać, jeździ w rajdach po afrykańskich bezdrożach.

Jednak o 21:00 temperatura sięgnęła zenitu, gdy wobec
55 tysięcy osób,w kosmicznej metalowej balii z silnikiem napędzanym
obierkami od ziemniaków,wjechała trójka bogów z Top Gear.

Faktycznie Hammond nie grzeszy wzrostem,
Jeremy ma bocianie gniazdo na głowie,
a James, hmm...już wiem czemu jego ksywa to "Kapitan Snuja".

Rozpoczęło się pokazami kaskaderów, potem Jezza żartował
o naszych hydraulikach,
stwierdzając jednocześnie, że nasi piloci dali czadu w 1942,
ale samochody mamy do dupy.

(moto.wp.pl)

I tak przekomarzając się nawzajem, panowie wystawili na pokaz
blisko dwadzieścia aut, które powodują u każdego skurcz
serca, jąder i co tam jeszcze macie.

Takie "Greatest Hits" Queen, Pink Floyd,
Megadeth i Iron Maiden razem
wzięte do jednego utworu.

Całość show zwieńczył mecz piłkarski Polska - Anglia,
oczywiście rozegrany za pomocą samochodów.
Niezdecydowany Stig raz wbijał gole nam a raz sam sobie,
czym wzbudzał aplauz publiczności.

Oczywiście, wszyscy czekali na choćby jedno słowo z ust,
to znaczy z kasku Stiga,
ale jak zwykle milczący demon prędkości nie powiedział ani słowa.

Czy było warto tam się wybrać?
Z pewnością, ilość decybeli generowanych przez V12 lub V8 sięgała chmur,
a wysokooktanowa mieszanka i palone gumy mile pieściły nozdrza.
Deszcz nie padał, także kolejnej wpadki z basenem narodowym nie było.

Ale, kiedy następny taki show u nas?
Czekam z niecierpliwością.

I jeszcze jedno, pozostając w temacie motoryzacji,
serdecznie dziękuję sympatycznej Pani z parkingu,
która mimo, że pomyliła biegi w Hondzie Civic
i tym samym jej zderzak wbił się w moje auto
niczym pięść Mike Tysona w twarz Andrzeja Gołoty,
to miała na tyle odwagi cywilnej,
że sama zadzwoniła po Policję i zainkasowała mandat i punkty karne.