niedziela, 7 lipca 2013

Dlaczego nie ma kompotu z rabarbaru ? Ja tak go lubię !


Wieloletnie uczęszczanie na śluby i wesela uświadomiło mi parę prostych prawd.

Po pierwsze to, że młodym małżonkom na starcie jest trudno wyjść
z Kościoła,gdy jest po wszystkim,
ponieważ ilość sypanego ryżu, mąki i pszenicy,roślin bulwiastych,
płatków objętych ochroną roślin,
ewentualnie ciężkich monet z XII wieku utrudnia im poruszanie się
w kierunku limuzyny,
nie mówiąc o tym, że ziarenko ryżu,które wpadnie tam gdzie nie trzeba,
może skutecznie utrudnić pląsy weselne.

Po drugie, niezależnie od tego czy pan młody jest w smokingu,
w meloniku udając handlowca z Aligator Banku, czy
w samych slipach i tak jest zwykle, czarnym, gładko ogolonym
i eleganckim dodatkiem do panny młodej.
No chyba, że państwo Beckham pobierają się znów po raz siódmy
lub pan młody jest znanym piłkarzem, to wtedy proporcje ulegają
totalnemu odwróceniu.
Jak to jest na ślubach par hiperhomoseksualnych, nie wiem
i nie chcę wiedzieć.

Po trzecie klasyczne komentarze w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach
dotyczą niewiasty, zwykle są to złośliwe komentarze typu:
"nie płakała w czasie przysięgi, skandal",
"czemu była smutna gdy rzucała welonem",
albo "dlaczego nie ma kompotu z rabarbaru, ja tak go lubię".

Opinie na temat pana młodego zwykle ograniczają się do
skwitowań typu:

"a pan młody zająknął się mówiąc- i ślubuję Ci wierność",

" hmm...buty to mógł wyczyścić lepiej",

"no, ale łapać za kolanko świadkową na własnym weselu to szok".

Po czwarte, zdarzają się też wyznawcy numerologii,
czarnych kotów i tak jak grał Maanam "tak zwanych ciał astralnych"(*),
którzy całą uroczystość
analizują na głos, że miesiąc ślubu nie ma litery "R",
że małżeństwo jest skazane na klęskę bo panna młoda nie ma
na sobie pożyczonych majtek lub też, że intymna konfiguracja
planet w tym dniu typu "Mars jest na Jowiszu" prognozuje brak potomstwa,
nieurodzaj w polu, w chlewiku, dżumę i inne nieszczęścia.

Oczywiście, starszyzna, czyli Ci wszyscy, którzy urodzili się przed
rokiem 1860, niekiedy kwestionuje artystyczne dokonania zespołu,
który przygrywa, domagając się, aby kapela weselna sięgnęła do
twórczości Czerwonych Gitar, albo do (tfu)rczości spod znaku
"Szła dzieweczka do laseczka" lub innych ludowych coverów.
Zdarzają się też prośby o "Bogurodzicę", dla tych, którzy mają
w akcie urodzenia rok 1410.

W takim momencie zespół, staje przed dylematem, czy grać hity
z roku 1900, czy raczej skupić się na tym co świeżo poślubieni
małżonkowie będą chcieli usłyszeć.

I tak mija czas, nadchodzi północ, po oczepinach wszyscy się luzują,
panowie ściągają krawaty a co odważniejsi nie tylko krawaty.
Co bardziej napici domagają się zdjęcia z panną młodą,
wietrząc jedyną okazję, aby się do niej mocno przytulić.

Potem gości wita blady poranek, wtedy nadchodzi czas, aby się
rozliczyć z zespołem, którego lider jeśli jest nadal trzeźwy to
zrobi to bez pomyłki na swoją rzecz,
kelnerzy pomału zaczynają sprzątać wyplute resztki strogonowa,
które akurat zostawił nielubiany wujek na talerzu,
budzą stryjka, który zasnął snem niemowlęcia pod stołem
i wszystko wraca do normy.

Do normy za to nie wraca, sytuacja z otwartymi funduszami emerytalnymi.
Minister nonsensu i finansów, od paru dni roztacza wizję,
przy której film "Armageddon", jawi się jako bajka do
poduszki dla czterolatków.
Pomysł, aby zlikwidować OFE, przy jednoczesnym przejęciu prywatnych
środków, jakie gromadzimy na nich jest tak kretyński i absurdalny,
że staje się ponurym dowcipem, niczym z Monty Pythona.

Osobiście, oczekuję, że w ślad za likwidacją czegoś co obracało
moimi prywatnymi pieniędzmi, pójdą decyzje, aby każdy kto zakłada
konto w banku, koniecznie odsyłał do Ministerstwa Finansów list,
w którym podaje swój PIN, aby w razie konieczności państwo,
mogło zajrzeć tam i sobie dajmy na to pożyczyć jakąś sumkę
bez określenia terminu jej zwrotu.

Niegłupim też jest pomysł, aby każdy kto posiada prywatny samochód,
zdeklarował, że jeśli komuś z Kancelarii Premiera lub innego
Ministerstwa takowy będzie potrzebny do celów służbowych,
to bez słowa sprzeciwu pożyczy swe cztery kółka.

A może w ogóle, nasze dochody, przychody, pensje, prowizje,
od razu przelewajmy na konto Ministerstwa Finansów, bo przecież
Wielce Oświecony Minister Słońce Naszych Finansów wie lepiej
na co je wydać?

Czy jest taka luka w prawie, która dopuści w przypadku likwidacji OFE,
rozwiązanie Ministerstwa Finansów?

Skwituję to krótko:

Panie Ministrze, ręce z daleka od mojego OFE !

p.s. ewentualnie, z tego co wiem, Peru cierpi na brak ministra
finansów, czego dali wyraz jego przedstawiciele, grając
u nas swoje fujarkowe songi, więc może...




(*) piosenka "Boskie Buenos Aires"